...AUTOSTOP... Inne podróże

Autostopem prze Malezję i… Singapur!

Według przewodnika Lonely Planet autostop na głównej krajowej drodze Malezji jest niemożliwy. Faktycznie, słyszałem, że na autostradzie to proceder nielegalny. Z mojego doświadczenia wynika, że przepis ten, jeśli w ogóle istnieje, jest wyłącznie na piśmie. Podczas całej mojej kilkudniowej stopo-działalności, policja mijała mnie wielokrotnie i nie robiła nic, poza pozdrowieniami. Miejsca na głównej drodze jest bardzo dużo i spokojnie można łapać i prosić, by kierowcy zostawiali nas właśnie na drodze (AH2 w moim przypadku), broń Allahu nie w mieście.

fot. Roman husarski
Nietypowy pomnik malajskiego sztyletu w małym miasteczku gdzieś na trasie.
Fot. Roman Husarski

Autostop w Malezji, pomimo dobrej opinii, nie jest popularnym środkiem transportu. Niskie koszty podróżowania autobusem sprawiły, że to zabawa dla zapaleńców. I dobrze. Mając wybierać pomiędzy autobusem a autostopem w dobrych warunkach, zawsze decyduję się na to drugie. Za każdym razem, zamiast nudnawej podróży mam przygody. Każdy zatrzymujący się pojazd to nieotwarta książka. Kogo się spotka? Czym się pojedzie? Jaka będzie atmosfera? Jaka rozmowa? Trzeba być przygotowanym na najróżniejszych ludzi i sytuacje.

Łapałem stopa na dość popularnej trasie, zarówno dla turystów, jak i tirowców. Najpierw z Kuala Lumpur do historycznego miasta portowego Melaka, a po kilkudniowym pobycie z Melaka do Singapuru. Na koniec zrobiłem całą trasę z powrotem do stolicy Malezji. W sumie ok. 1100 km w trzy dni. Z samym dojazdem nie miałem problemów żadnych, przemierzać odległości można naprawdę szybko, bo drogi są  rewelacyjne, dużo lepsze niż w Polsce. Kłopoty są jednak z wyjazdem z miast na główną drogę.

Najwięcej problemów miałem w Kuala Lumpur, którego wielkie skrzyżowaniach i zakręty mogą nie jednemu zakręcić w głowie. Najpierw stałem w złym miejscu, i dopiero miły kierowca tira poinformował mnie, że to nie jest główna autostrada. Później zgarnął mnie młody malajski student, który wykręcił z powrotem w miasto w stronę stacji autobusów – bo w końcu, co może robić turysta, samotnie przemierzając autostradę? Na szczęście, udało mi się wytłumaczyć mu, o co mi chodzi i wrócił w dokładnie to samo miejsce, w którym go zatrzymałem, tyle że… po drugiej stronie! Przejście było absolutnie niemożliwe, więc musiałem poszukać mostu,  który odnalazł się dopiero po kilkudziesięciu minutach marszu. Przynajmniej na stacji benzynowej poprosiłem o karton i marker, za pomocą których wykonałem znak  z napisem Singapur. Grzecznie podziękowałem, a załoga stacji życzyła mi powodzenia. W końcu, gdy się wydostałem, łapanie szło już gładko.

Dostać się na południową autostradę KL można tak: należy zabrać LTR i wysiaść na Sungai Besi. Po wyjściu, po prawej znajdują się tory, ale przekroczenie ich na dziko jest niemożliwe. Niedaleko znajduje się most, po którym biegnie droga; należy go przejść i zejść do dzielnicy poniżej. Kierunek trzeba utrzymywać cały czas taki, jak przekraczając most. Po drodze minie się porośnięty plac, a zaraz za nim jest już autostrada prosto na południe kraju. Idąc wzdłuż autostrady, po piętnastu minutach dojdzie się do stacji benzynowej, która jest przyzwoitym miejscem na rozpoczęcie łapania. Kuala Lumpur sprawiło mi zdecydowanie najwięcej problemów, ale i opuszczenie Melaki czy Singapuru nie należy do łatwych zadań.

Fot. Roman Husarski
Uważaj w którym miejscu łapiesz stopa!
Fot. Roman Husarski

Co do ludzi, to muszę przyznać, że miałem świetne doświadczenia. Pomagali, opowiadali, zapraszali na obiad, dzielili się wskazówkami, a pewna wąsata dobra dusza obwiozła mnie po swoim mieście… jedynie raz, pewien kierowca tira nie mógł uwierzyć, że jeżdżę po kraju autostopem i cały czas pokrzykiwał: you are crazy!. Na koniec pożegnał mnie słowami: Fuck you man, you are fucking crazy. Na szczęście to jedyny taki przypadek, inne doświadczenia wynagrodziły go z naddatkiem. Raz, gdy kierowca mnie wysadził na drodze, nie zdążyłem pozbierać rzeczy, a już w moją stronę biegł poczciwy tłuścioszek z okrzykiem na ustach „Witaj! Czy mogę cię gdzieś zabrać?”. Innym razem jechałem z jakimś wyjątkowo cichym kierowcą, który śmiał się za każdym razem, gdy coś powiedziałem.
– Podróżuję z Melaka…
– He he he!
– do Singapuru.
– Ha ha ha!
– Tak właśnie, bardzo cieszę się, że mnie Pan podwiezie.
– Hło hło hło!
Więc i ja śmiałem się z nim, choć nie wiem z czego, i tak się razem zaśmiewaliśmy. Szybko jednak okazało się, że kierowca po prostu co chwilę przypala marihuanowego skręta. Jak się tłumaczył, pozwala mu to rzekomo lepiej skupić się na drodze. Postanowiłem nie wnikać, zwłaszcza ze względu na drakońskie prawo narkotykowe Malezji.

Warto pamiętać, że Malezja to dość zróżnicowany kraj. Uważać szczególnie należy, by nie pomylić Indusa z Malajem czy z Chińczykiem (tu o pomyłkę trudniej). Łatwo kogoś urazić. Kontakty pomiędzy wszystkimi trzema nacjami wciąż nie należą do najlepszych. Warto mieć też na uwadze kontekst religijnym z rozmówcą. Z mojego doświadczenia najczęściej biorą Indusi, mimo że stanowią jedynie niecałe 10% populacji kraju.

Podsumowanie
(bazowa ocena to 3, od której dodaję i odejmuję punkty)

-1 – problem z opuszczeniem miasta
-1 – stop ponoć nielegalny na autostradzie

+1 –  niesamowicie życzliwi ludzie
+1 – świetne drogi
+1 – zatrzymują się zarówno samochody osobowe jak i tiry
+1 – wszyscy, którzy się zatrzymali, mówili po angielsku
+0,5 – idea autostopu jest raczej rozumiana (pewnemu Indusowi tak się spodobała moja historia, że  powiedział, że za rok wyśle swojego syna, by podróżował w ten sposób)

Ostateczna ocena: Malezja – 5+. Mam nadzieję, że ocena jest zasłużona! Niestety nie sprawdziłem, jak działa autostop na Borneo.

Fot. Roman Husarski

W bonusie dwa słowa na temat Singapuru. Oczywiście stop w Singapurze nie ma za bardzo sensu, bo wszędzie dociera świetne metro. Ale dla maniaków coś się znajdzie. Na przykład można spróbować łapać na trasie lotnisko-centrum. Ja natomiast stopowałem wyjeżdżając z tego metropolis. By dostać się na most łączący Singapur z Malezją, wpierw musiałem się dostać na Marsylian Station, gdzie zapytałem się grzecznie pana w okienku, którędy na most. Po 15 minutach dotarłem do checkpointu, a po podbiciu paszportu zszedłem na stację autobusów, gdzie musiałem ominąć wszystkie autobusy. Do kolejnej blokady, poprowadził mnie mały znak pieszego. Oczywiście zostałem poinformowany, że nie mogę zejść na most, ale grzecznie odpowiedziałem, że kolega mnie zgarnie i nie patrząc się za siebie, pewnym krokiem przekroczyłem granicę. Złapanie samochodu nie było trudne ze względu na korek na moście, jednakże mogłem się poczuć jak na ziemi niczyjej. Już za Singapurem, ale jeszcze nie w Malezji.

1 myśl na temat “Autostopem prze Malezję i… Singapur!”

  1. Odnośnie relacji trzech nacji, to z rozmów ze z internetowymi znajomymi oraz z angielskojęzycznych tekstów obraz jaki przedstawia się Malezja to separacja. Trzy narody żyją w jednym kraju i nie mówią kompleksowo”my Malezyjczycy” ale jednostkowo „my i onI”. Bywają małżeństwa mieszane, zazwyczaj na linii Hindus – Chinka ale to i tak rzadko(do poziomu UK czy Ameryki Południowej daleko). Zresztą znamy to z naszego kręgu kulturowego. Polka może się umówić z Pakistańczykiem czy Arabem ponieważ są egzotyczni i obcy, nasza kultura, mimo propagandy mediów nie wykrystalizowała sobie obrazu tych nacji na tyle by ludzie posiadali negatywne/pozytywne uprzedzenia na tyle mocne by przełożyło się to na relację.
    Gdybyśmy wzięli przykład Cyganów to szczerzę wątpię, by jakakolwiek Polka zgodziła by się chodzić którymś z pośród nich(mimo egzotycznej śniadej cery), ponadto my jako Polacy nie szukamy kontaktu z Cyganami i bądź co bądź żyjemy w separacji. Podobnie rzecz ma się w Malezji. Malajowie(52 %) uważają siebie za dziedziców tego kraju czym tłumaczą drakońskie prawa dla mniejszości oraz uprzywilejowaną pozycje dla siebie. Nie znoszą Chińczyków(24 %) z zazdrości o ich majątki, ponadto wielu Chińczyków pracuje jako bankierzy i lichwiarze co tylko kumuluje nienawiść. Natomiast ze strony Chińczyków jest skarga na jawną dyskryminację w zapisie prawnym i brak demokracji(w stanach Penang czy Sabah/Sarawak o ile dobrze pamiętam rządzi Malajski gubernator, pomimo że większość stanowią tam ludy nie Malajskie jak Chińczycy czy ludy tubylcze Bumiputera(10 %)[większości Chrześcijanie])
    Obie nacje nienawidzą Hindusów(8 %). Rasiści z pośród w/w nacji twierdzą, iż najciemniejsi Hindusi to brudasy i zalegają slumsy. Tak się szczęśliwie składa, że Hindusi mają największy odsetek procentowy pośród lekarzy i prawników co niestety pozostałe nację zdają się zapominać…

Leave a Reply