...AUTOSTOP... ...O PODRÓŻOWANIU...

Autostop w Iranie

„Zawsze zabieram autostopowiczów, nie tylko po to, aby im pomóc, ale ponieważ lubię doświadczać odmiennych rodzajów komunikacji”
Abbas Kiarostami, irański reżyser filmowy

Pozornie autostop w Iranie może się wydawać niewart zachodu. Tani transport publiczny, długie dystanse do pokonania, ukryte taksówki i reguła płacenia za podwiezienie – to czynniki zniechęcające nielicznych turystów odwiedzających ten kraj do autostopu. Jednak z odpowiednim podejściem można bez problemu podróżować i w ten sposób. My (Ja i Wojciech) przejechaliśmy cały Iran stopem, poza jednym razem, gdy wsadzono nas (niemalże siłą) do autobusu. W sumie pokonaliśmy ok. 4000 tysięcy kilometrów.

Savaris, czyli ukryta taksówka

Pomiędzy miastami jeżdżą taksówki. Wszystko jest jasne, jak widać charakterystyczny żółty samochód (czy zielony w Teheranie), gorzej przy prywatnych taksówkach. Savaris działa na zasadzie autobusu, kierowca zatrzymuje się, jeżeli ma wolne miejsce. Zwykli kierowcy tez często chcą pieniędzy za podwiezienie i sami Irańczycy za taką usługę płacą. Jak sobie z tym wszystkim radzić?

Większość napisów posiada swoją łacińską wersję, więc no stres.
Ostatecznie alfabet perski/arabski nie jest taki trudny do nauczenia.
Fot. Roman Husarski

Po pierwsze, savaris w 90% przypadków przed zatrzymaniem mrugają światłami. W odpowiedzi należy pokręcić przecząco palcem, jeśli nie chce się korzystać z taxi. Kierowcy miną was, dodając gazu. Po drugie, czasem można rozpoznać taksówkę po wyglądzie kierowcy i pasażerów. Po trzecie, przed wejściem do samochodu, jak już się dowiemy, gdzie kierowca zmierza (ir. koja miri?), trzeba wypowiedzieć magiczną formułkę „pol nadaram”, czyli nie mamy pieniędzy. Jeszcze lepiej mieć mały liścik po persku (zapisze nam każdy, kto mówi po angielsku i kogo poprosimy). Nasz brzmiał mniej więcej tak: “Drodzy przyjaciele! Niestety nie mamy pieniędzy, by zapłacić za podwiezienie. Jesteśmy studentami z Polski i bardzo się cieszymy, że możemy być w Iranie”. Reakcja na twarzy kierowcy od razu powie nam o jego zamiarach!
Być może to wszystko brzmi zniechęcająco, ale znalezienie właściwego samochodu jest i tak dużo szybsze niż Europie.

Tir, głupcze!

Tiry małe, duże, półciężarówki, cysterny – mnóstwo takich pojazdów przemierza Iran. Pobocze jest praktycznie wszędzie, co sprawia, że spokojnie można próbować zatrzymywać nawet największe monstra. Tirowcy czasem ze zdziwieniem wskazywali na siebie palcem, jakby chcieli zapytać „czy na pewno o mnie chodzi?”, i dopiero widząc naszą reakcję, zjeżdżali na bok. Prawdę mówiąc, w końcowej podróży postawiliśmy już tylko na tirowców. Cała trasa pomiędzy Shiraz a Teheranem daje sporą możliwość wyboru pojazdu, a duże maszyny przeważnie jeżdżą na długie trasy. Tiry są też bardzo wygodne, często musieliśmy zostawiać buty na schodkach, bo kokpit był wyłożony dywanem. Do podstawowego wyposażenia kierowcy należy też termos z herbatą i nasiona do przegryzania. Zdarzyła się i tirowa szisza.

Mój przyjaciel tir.
Fot. Wojciech Rup

Na jednej stacji tirów pytaliśmy kierowców o podwiezienie wraz z Saidem, poznanym przez nas Persem. Ten młody chłopak, odkąd dowiedział się, jak działa autostop od turystów, podróżuje już tylko w ten sposób. Said sugeruje zatrzymywać w Iranie przede wszystkim tiry, ponieważ ich kierowcy zmęczeni długimi trasami bardzo cieszą się z towarzystwa i praktycznie nigdy nie pytają o pieniądze za podwiezienie.

„Wszystko ok” czy „pieprz się’?

Choć teherańska młodzież często do zdjęć pozuje z uniesionym kciukiem w górę, łapanie w ten sposób stopa to nie najlepszy pomysł. Dla wielu ludzi, zwłaszcza starszego pokolenia, ten charakterystyczny znak autostopowiczów oznacza najprościej mówiąc “fuck you”. Lepiej nie ryzykować.

Można też tak jak my, poprosić zaprzyjaźnionego Persa o napisanie listu. Niestety mało kto w Iranie mówi choć trochę po angielsku (kilka razy przydał się arabski Wojtka) i warto w jakiś sposób powiedzieć coś od siebie. W liście mówiliśmy o tym, jak bardzo kochamy Iran i ludzi mieszkających w tym kraju, że jesteśmy z Polski, podróżujemy autostopem itp. Do tego jeszcze jakiś cytacik z Hafeza (najsłynniejszy perski poeta) i gotowe! List pokazywaliśmy na długich trasach, zazwyczaj tirowcom. Okazał się strzałem w dziesiątkę!

Dobrze tez łapiąc stopa wyglądać jak turysta. Kierowcy zatrzymują się z ciekawości, czasem są chętni do pomocy. Zdarzył się też gość, który wziął nas, bo chciał odświeżyć swój angielski.

 

List bardzo ułatwiał nam kontakty z poznanymi kierowcami.
Fot. Roman Husarski

Deszcz na pustyni

Nie obyło się też bez pewnych problemów. Samo dostanie się na obrzeża miast, przeważnie nie stanowiło dla nas dużego problemu. Zawsze ktoś nam wytłumaczył kierunek lub podwiózł na miejsce. Wiele irańskich miast kończy się dość gwałtownie, wiadomo gdzie początek a gdzie koniec. Niestety najgorsi w łapaniu stopa są ciekawscy ludzie, którzy chcą “pomóc”. Gdy słyszą, gdzie jedziemy, od razu chcą dzwonić po znajomego taksiarza i nie sposób ich zatrzymać. Często nie rozumieją słowa „nie, dziękuję” – wszystko pewnie przez Ta’arof, irański savoir-vivr, według którego odmawia się pomocy nawet kilkakrotnie, w celu wywyższenia rozmówcy. Ciężko się od napastliwych naganiaczy nich uwolnić. Nauczyliśmy się unikać takich rozmów. Jedynie się uśmiechaliśmy, a jak dopytywali, to kręciliśmy głowami. Nie rozumiemy farsi, dziękujemy i do widzenia “man farsi balad nistam, merci, hoda hafez”!

W Iranie widocznym problemem społecznym jest narkomania. W Iranie spożywa się najwięcej opiatów (krak, heroina, opium) na świecie. Wielokrotnie kierowcy proponowali nam haszysz bądź opiaty. Dam głowę, że nieraz jechaliśmy z ciężkimi przypadkami uzależnień. Co ciekawe, opium nie tylko się tu pali, ale też połyka. Narkotyk ten jest popularny zwłaszcza wśród tirowców. Nigdy nie zapomnę jednego kierowcy, który po zjedzeniu kilku kulek opium był tak spowolniony, że ledwo prowadził i mruczał coś sam do siebie. Na szczęście to była końcówka trasy.

 

Jeżdżąc stopem, można zatrzymywać się przy najróżniejszych zabytkach. Wiele całkowicie zapomnianych i poza utartym szlakiem.
Fot. Roman Husarski

Podsumowanie
(bazowa ocena to 3, od której dodaję i odejmuję punkty)

-1 – bardzo słabo z angielskim
-1 – ludzie przeszkadzają podczas łapania
-1 – powszechna narkomania (choć dla niektórych to plus)
-1 – idea autostopu niezrozumiała, trzeba się upewnić czy kierowca nie chce pieniędzy

+0,5 – niezłe drogi.
+0,5 – dużo samochodów się zatrzymuje, ale nie wiadomo czy nie chcą pieniędzy.
+1 – w wielu miejscach jest pobocze idealne autostopowiczów.
+1 – duża ilość tirów, które jadą na dalekie trasy i chętnie się zatrzymują.
+1 – wysoki poziom gościnności.
Ostateczna ocena: 3

W sumie z Wojciechem spędziliśmy miesiąc w Iranie. Zatrzymaliśmy dziesiątki tirów i samochodów i nie mieliśmy żadnej trudnej sytuacji – dla porównania w Turcji w ciągu niespełna dwóch tygodni kilka razy popadliśmy w tarapaty. Nie zliczę ile razy w Iranie, zostaliśmy zaproszeni na obiad, ile razy kierowcy zatrzymywali się, by nam coś specjalnego pokazać. Z drugiej strony, czasami trzeba było się namęczyć z taksówkarzami i ciekawskimi ludźmi. Mimo wszystko warto, jeżdżąc autostopem, poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi.

Łapaliśmy jedynie na łapkę. Słyszałem, o takich co próbowali swoich sił ze znakiem w farsi. Jest to o tyle kłopotliwe, że niektórzy sprzedawcy stoją przy drodze z własnoręcznymi tabliczkami – nie pomylcie ich z autostopowiczami!
Fot. Wojciech Rup

Leave a Reply