Korea Północna

Najdziwniejszy festiwal filmowy świata, czyli wizyta w Pjongjangu

Tekst również przeczytacie w magazynie Ekrany (6/2014)

 Fot. Roman Husarski
Plakaty słynnych północnokoreańskich filmów zdobią wejście największego kina stolicy KRLD – Pyongyang International Cinema House
Fot. Roman Husarski

„On przedefiniował literaturę i sztukę w duchu pokoju, by pobudzić masy do rewolucyjnego wysiłku. Z mądrością prowadzi nas, artystów i filmowców, do zrozumienia dynamicznej teraźniejszości i potrzeb ludu, by każdy kolejny film był świeży, nowoczesny i nieograniczony starymi wzorcami. Jak uczy nas Szanowny Przywódca Kim Dzong Un, sztuka dżucze ma świetlaną przyszłość…”

Wystąpienie otwierające film Pewnego razu w Pjongjangu zdawało się nie mieć końca. Podobne przemówienia rozpoczynały zresztą większość pokazów na festiwalu, bo nawet mowy zagranicznych reżyserów były przygotowywane dużo wcześniej. Nie było się czemu dziwić, znajdowałem się bowiem nie w Wenecji czy Berlinie, lecz w Pjongjangu, stolicy Korei Północnej.

Przemieszczanie się po Korei Północnej jest obwarowane licznymi nakazami i zakazami. Wszystkie pozwolenia, wizę, jak i plan mojego pobytu zorganizowało mi biuro Koryo Tours – jedyne, które oferowało udział w festiwalu. Turyści biorący udział w wydarzeniu (było nas łącznie ośmiu) musieli poruszać się w obrębie jednej grupy, która na dodatek była pilnowana przez dwóch koreańskich przewodników.

Fot. Roman Husarski
Festiwal otworzyły występy koreańskiej młodzieży.
Fot. Roman Husarski

Zapowiadano, że festiwal odwiedzą gwiazdy światowej kinematografii, choć żadna z nich nie była znana nikomu z naszej grupy, łącznie z rosyjskim szefem jury Michaiłem Kosyriewem-Niestierowem. Za gwiazdy robili więc sympatycy reżimu skupieni w Korean Friendship Association, której notabene kilka lat temu poświęcono film dokumentalny pod wymownym tytułem Friends of Kim (2006, R. Wilking). Lider stowarzyszenia, Alejandro Cao de Benós (Katalończyk arystokratycznego pochodzenia), kręcił się po festiwalu, wypinając dumnie pierś, na której błyszczała wypolerowana przypinka z twarzą „Wielkiego Wodza” Kim Ir Sena. To dowód ogromnego uznania, bo choć podobną odznakę noszą wszyscy dorośli mieszkańcy Pjongjangu, to obcokrajowiec nie może jej nawet kupić. Alejandro, używając w swych oracjach wyłącznie liczby mnogiej, chętnie tłumaczył gościom festiwalu, na czym polega wspaniałość wprowadzonej przez Kim Ir Sena ideologii dżucze oraz jakie zagrożenie niesie amerykański imperializm.

Program festiwalu został ujawniony zaledwie na kilka dni przed wydarzeniem, i to tylko w Korei Północnej. Dominowały filmy z Indii, Chin, Rosji i Iranu, a z amerykańskich pojawił się jedynie Che (2008) Stevena Soderbergha, pokazywany wcześniej w Cannes. Zginął on w tłumie egzotycznie zatytułowanych dzieł z mniej znanych kinematografii. Niestety nie byłem w stanie zobaczyć większości z nich, bynajmniej nie z braku czasu, ale ze względu na to, że spośród siedmiu kin w Pjongjangu zaledwie dwa były dostępne dla obcokrajowców.

Fot. Roman Husarski
Spotkanie z aktorką filmu „Kontrolerki na rozstaju dróg”.
Fot. Roman Husarski

Festiwal otworzyła niskobudżetowa brytyjska produkcja Szybkie dziewczyny (2012, R. Hall) o konfliktach w drużynie sprinterek – przewidywalny i schematyczny, ale ciepło przyjęty przez dwutysięczną publiczność z racji szybkiego tempa i hip-hopu rozbrzmiewającego na ścieżce dźwiękowej.

Po projekcji poprosiłem mojego przewodnika o opinię. „Podobało mi się, iż dziewczyny zrozumiały, że aby osiągnąć sukces, muszą pracować w grupie” – skomentował pan Kim (prawdziwe nazwiska zostały zmienione), a po chwili dodał: „Nie podobało mi się jednak, że były takimi egoistkami. I te ich pijackie imprezy. Upijały się, a coś takiego w normalnym kraju powinno być zabronione”. Nie zrozumiałem tylko, czy pana Kima zszokował fakt, że upiły się kobiety, czy to, że przez upojenie alkoholowe zaniedbały swoje obowiązki. Z kolei pani Su, nasz drugi przewodnik, zastanawiała się nad niecodziennym dla niej kolorem skóry głównej bohaterki, która była mulatką. W końcu zapytała: „Czy w Anglii związki mieszane są legalne?”. Twierdząca odpowiedź wyraźnie ją zaskoczyła. W monoetnicznej Korei Północnej temat czystości rasowej jest często poruszany przez krajową propagandę.

Fot. Roman Husarski
Przed niektórymi pokazami filmowymi widowni pokazywano krótkie propagandowe i agitacyjne filmy dokumentalne. W stylu podobne do polskich krótkometrażówek lat 50.
Fot. Roman Husarski

Po rozmowie z przewodnikami uświadomiłem sobie, jak bardzo przemyślana jest polityka festiwalu w Pjongjangu. Sam Kim Dzong Il, który posiadał gigantyczną kolekcję filmową i był odpowiedzialny za produkcję wielu północnokoreańskich filmów, miał liczne obawy przed otwarciem międzynarodowej imprezy tego typu. Pierwsza edycja ruszyła dopiero w 1987 roku. Początkowo pokazywane były dzieła jedynie z bloku komunistycznego i krajów niezaangażowanych. Stawiano na tematykę antyzachodnią i antyimperialistyczną oraz filmy krytyczne wobec własnego społeczeństwa, obrazujące często niziny społeczne. Choć cenzura wciąż działa aktywnie i filmy dobierane są bardzo starannie, dziś na festiwalu pokazuje się już bardziej zróżnicowane obrazy. Mylą się jednak ci, którzy w tej zmianie dostrzegają powiew rewolucji.

 Fot. Roman Husarski
Północnokoreańscy aktorzy na premierze filmu „Po drugiej stronie góry”.
Fot. Roman Husarski

Dziś mieszkańcy Pjongjangu, którzy stanowią uprzywilejowaną grupę w społeczeństwie, zdają sobie sprawę, że otaczający ich zewnętrzny świat, łącznie z Koreą Południową, jest dużo bogatszy od ich własnego. W odizolowanej od lat Korei Północnej utwory takie jak Szybkie dziewczyny są świetną rozrywką (zazdrości się zwłaszcza możliwości technicznych w tworzeniu filmów), ale wbrew pozorom Koreańczycy nie podważają haseł reżimu. W Szybkich dziewczynach ukazano: przemoc panującą na ulicach, pijaństwo młodzieży, kobiety chodzące w minispódniczkach, wymieszane rasowo społeczeństwo i rozwiązłe życie erotyczne. To dla konserwatywnych obywateli Korei Północnej wystarczająco dużo, by podtrzymać krytyczną opinię na temat zachodniego świata. Zwłaszcza że jest to naród, którego kino w duchu socrealizmu od lat pokazuje rzeczywistość taką, jak powinna wyglądać, a nie taką, jaka jest naprawdę. Andriej Lankow, wieloletni badacz Korei Północnej, stwierdził, że pojawienie się w KRLD południowokoreańskich filmów (zwykle wypełnionych krwią i przemocą) tylko przyczyniło się do utrwalenia stereotypów i lęków na temat sąsiada. Z drugiej strony, gdy na pokazach klasycznego kina koreańskiego obecni byli właściwie głównie obcokrajowcy, na projekcji każdego filmu z „zewnątrz” sala wprost pękała w szwach.

 Fot. Roman Husarski
Propagandowa mozaika w studiu filmowym w Pjongjangu. Studenci trzymają w dłoniach prace Kim Dzong Ila dotyczące kina. W tle widać sceny z najsłynniejszych filmów w dorobku Korei Północnej -„Rzeki krwi” i „Kwiaciarki”.
Fot. Roman Husarski

Nigdy nie zapomnę pokazu indyjskiego filmu Rajkumar (2013, Prabhudheva). Już wchodząc do kina, wiedziałem, że coś jest nie w porządku. Koreańczycy mijali mnie w biegu, wokół jedynego wejścia do sali głównej panował tumult. Grupka żołnierzy próbowała wyważyć (!) boczne drzwi, byle tylko dostać się na seans. Przechodząc obok, zauważyłem obsługę kina bezskutecznie starającą się wyprosić kilku studentów. Tłum wypełniał w całości salę największego kina Pyongyang International House of Cinema. Z trudem dotarliśmy na nasze miejsca. Podczas seansu Koreańczycy często wybuchali śmiechem, dyskutowali o niepowodzeniach pozytywnego bohatera i cieszyli się na każdy jego sukces. Film był przeciętny, ale widownia nieprzyzwyczajona do takiej dynamiki, kolorów i niezniszczalnych bohaterów nagrodziła go owacją.

Jeżdżąc po mieście, widziałem wiele plakatów i flag reklamujących festiwal. W końcu to wydarzenie, które odbywa się raz na dwa lata, a niedrogie bilety rozeszły się na długo przed pokazami. Dla tych, którzy z pewnych względów nie byli w stanie ich kupić, przygotowano publiczne prezentacje w parkach. Tam dojrzałem na wielkim ekranie sceny kojarzące się z radzieckim kinem lat 50. Nie powinno to zresztą dziwić, bo właśnie tego typu dzieła wyświetla się nadal w Korei Północnej. Podczas mojego pobytu pytałem, kogo tylko mogłem o polskie filmy. Z koreańskiej telewizji znano tu Stawkę większą niż życie oraz Czterech pancernych i psa, a jeden z rozmówców, choć nie pamiętał tytułu, szczegółowo opisał fabułę Krótkiego filmu o zabijaniu. W Korei Północnej film ten jest zapewne bardziej rozumiany jako opowieść o nieuchronności kary niż jako protest przeciwko karze śmierci.

 Fot. Roman Husarski
Festiwal uwieczniali koreańscy dokumentaliści, którzy chętnie filmowali obecnych na sali kinowej obcokrajowców.
Fot. Roman Husarski

Pod koniec festiwalu moja grupa wydawała się wyraźnie zmęczona kinem i pokazami, a jedynym ciekawym dziełem okazało się Po drugiej stronie góry (2012, In Hak Jang), zrealizowane w nowoczesny i realistyczny sposób, bez teatralnych dialogów, a za to z bogatą batalistyką. Historia rozdzielonej przez wojnę pary, stanowiąca metaforę współczesnej Korei, mimo że była absolutnie przewidywalna, potrafiła wzruszyć. Zrezygnowano w niej z bezpośrednich aluzji politycznych i wprowadzono nawet pewne elementy humoru. W filmie pojawił się też pierwszy pocałunek w historii północnokoreańskiej kinematografii, co prawda ukazany w dalekim planie. Koreańczycy siedzący w pobliżu mnie płakali pod koniec seansu.

Zaskoczeniem był także finał festiwalu, na którym drugą nagrodę otrzymał Mój rower (2012) Piotra Trzaskalskiego. Później okazało się, że reżyser nie był nawet świadom istnienia imprezy w Pongjangu, a producenci zgłosili dzieło bez jego wiedzy. Trzaskalski wyraził jednak zadowolenie, że jego film posiada na tyle uniwersalny charakter, iż potrafi wzruszyć nawet publikę z tak odmiennego od nas kręgu kulturowego.

Festiwal w Pjongjangu wydaje się jednym z nielicznych okien na świat tego wciąż ściśle izolowanego przed obcymi kraju. Daje Koreańczykom bezcenną szansę spojrzenia na zupełnie inną rzeczywistość. Pytanie, czy kino w tak ograniczonej formie jest w stanie realnie coś zmienić, pozostaje jednak bez odpowiedzi.

 Fot. Roman Husarski
Autor z gwiazdą północnokoreańskiego kina: Yong Hui Hong. Znanej z filmu „Kwiaciarka”, za którego produkcją stał sam Kim Dzong Il.
Fot. Roman Husarski

 

1 myśl na temat “Najdziwniejszy festiwal filmowy świata, czyli wizyta w Pjongjangu”

  1. Jeden z krajów, którego przywódca żyje w iluzji wielkości swojej osoby i tuszuje wszelkie oznaki niedoskonałości. Nawet film musi być podporządkowany.

Leave a Reply