Dym papierosowy palił mnie w oczy i dusił w gardle. Okno w samochodzie było minimalnie uchylone. Coś było zepsute i nie dało się go bardziej otworzyć. Nie kwapiłem się, jednak by rzucać uwagi naszemu kierowcy. Mężczyzna, który wiózł mnie i moją dziewczynę Agatę do Lahij (czyt. Lahidż) wyglądał, jakby właśnie uciekł z Alcatraz. Nie mówił …