Inne podróże

Plaża z apokalipsy. Opuszczony resort w Ein Gedi

„To jedno z najdziwniejsze miejsce, jakie widziałem w Izraelu” polecił mi pewien poznany podczas podróży Białorusin. Sam od kilku lat mieszkał w zbudowanym przez siebie domku na pustyni i widział naprawdę sporo. Opuszczony resort w Ein Gedi faktycznie oszołamiał… pejzażem jak z apokalipsy.

Droga do Resortu Ein Gedi

Kibuc zamieniony w SPA

Niewiele zostało z ducha rewolucji, który towarzyszył pierwszym budowniczym kibuców, izraelskich rolniczych komun. Poznikały portrety Stalina, a slogany o klasie robotniczej zamieniono na proekologiczne hasła. Przede wszystkim socjalistyczne ideały wymieszały się z założeniami kapitalistycznymi. Kibuc Ein Gedi jest radykalnym przykładem. Ulokowany na stoku wzgórz otaczających Morze Martwe, w miejscu oazy znanej od czasów biblijnych (wzmiankowany m.in. w Pieśni nad Pieśniami), dziś wygląda jak luksusowy kompleks hotelowy. Reklamuje się ogrodem botanicznym, który posiada ponad 900 gatunków roślin (również spektakularne baobaby). Pokój dla dwojga w tutejszym hotelu kosztuje, bagatela, 1300 zł.

Jeszcze do niedawna kibuc Ein Gedi posiadał również swoje własne spa z dostępem do morza. Słynęło z basenów wypełnionych silnie siarczaną wodą. Pomimo strasznego zapachu spa ściągało tłumy. Aż do czasu. Od kilkunastu lat w całym regionie pojawia się ogromna ilość lejów krasowych. Pochłaniają ulice, stacje, domy, plaże… czasem ludzi. Jeszcze w 1972 roku nie było tu ani jednego leja, dziś jest ich ok. sześć tysięcy. Przełomowy okazała się rok 2014. To wtedy Kibuc Ein Gedi uznał, że nie jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwa swoim gościom i spa zostało zamknięte.

Tu kiedyś był parking

Resort końca świata

Co roku poziom Morza Martwego obniża się o ponad metr. Co roku odnotowuje się coraz więcej lejów. Nikt nie wie, kiedy i w którym miejscu mogą się pojawić. Całe wybrzeże wzdłuż północnego jeziora (Martwe Morze jest w rzeczywistości dwoma jeziorami połączonymi sztucznym kanałem) jest zagrożone. Sama naprawa biegnącej wzdłuż morza drogi pochłania i będzie pochłaniać znaczne pieniądze. Obecny stan jest spowodowany ogromną eksploatacją morza na potrzeby przemysłu kosmetyczno-chemicznego i wykorzystywaniem zasobów wodnych rzeki Jordan. Problem jest w Izraelu i krajach ościennych dyskutowany, jednak jak do tej pory, nie widać optymalnego rozwiązania. Wszystko wskazuje, że najniżej położone miejsce na świecie (430.5 poniżej poziomu morza), będzie się pogłębiać!

Kierując się otrzymanymi wskazówkami, wkroczyłem na teren upadłego resortu. Moją kartą ratunkową była Agata, która zatrzymała się na parkingu przy rondzie wiodącym do kibucu, od którego odchodziła też droga do martwego spa. W moim życiu odwiedziłem trochę opuszczonych miejsc, to było jednym z największych. Po przejściu fragmentu ulicy, która wyglądała, jak po bombardowaniu, wyszedłem na porośnięty pustynnymi roślinami parking. Później były zdewastowane kasy, sklepiki, prysznice, baseny. Świat po apokalipsie. Co mnie do takich miejsc ciągnie? Być może adrenalina. Być może to dziwne uczucie, że mam wgląd w to, jak świat będzie wyglądał po naszym odejściu. Fantastyczne jest oglądanie przyrody w akcji. Nie potrzeba wielu lat, by porosty, rośliny ruderalne, krzewy, a nawet drzewa zaczęły zawłaszczać opuszczoną przez człowieka przestrzeń.

Okazało się, że nie jestem tu sam. Pewien człowiek w oddali próbował sprzątać to pobojowisko. Zbierał szkło i metal do ciężarówki. Zauważył mnie, ale całkiem zignorował. Skierowałem się ku plaży. Stale obniżający się poziom wody spowodował, że pierwotny dostęp obniżył się o co najmniej kilkadziesiąt metrów. Widać to po odległości budki ratowniczej do morza. Skądinąd w środku znalazłem graffiti napisane przez polskich autostopowiczów. Samo Morze Martwe jest w tym miejscu niesamowite ze względu na fantastyczne formacje solne przypominające stalagmity. Widok, który mógłby ozdobić okładkę książki SF, był znacznie różny od wymuskanej plaży w Ein Bokek. Po chwili kontemplacji zdecydowałem się na powrót.

Martwe Morze Martwe

Przed opuszczeniem Ein Gedi zatrzymaliśmy się na kawę w pobliskim glampingu. Wdałem się w rozmowę z pracującą w nim kelnerką. Przyznała, że ze względu na leje mieszkańcy Ein Gedi nie czują się bezpiecznie. Pomimo wysokich cen, kibuc odnotowuje straty — koszty życia przewyższają dochody, a kto może ten wyjeżdża. Ponieważ nikt nie wie, jak zmniejszyć ryzyko lejów, nie ma szans na ponowne otwarcie plaży. Przyznała jednak, że miejscowi czasem ją odwiedzają, zazwyczaj parami.

Wizyta w Ein Gedi pokazuje, jak w soczewce, do czego prowadzi postępująca dewastacja środowiska naturalnego. Region Morza Martwego może wkrótce stać się całkiem… martwy.

Opuszczony resort w Ein Gedi
Ponownie na parkingu

Jak się tam dostać

Plaża Ein Gedi jest wciąż jasno oznaczona na Google Maps, a widniejące w aplikacji komentarze wskazują na jej pewną popularność wśród co odważniejszych backpackerów. Kierowałem się po prostu drogą asfaltową od ronda, z którego można zjechać na Kibuc Ein Gedi.

Zwiedzanie każdego opuszczonego miejsca wiąże się z ryzykiem, tym bardziej zagrożonego lejami krasowymi. Dlatego nikogo nie zachęcam do własnych eksploracji. Wchodzisz na własne ryzyko.

Droga do ronda
Powrotna droga w stronę ronda

2 myśli na temat “Plaża z apokalipsy. Opuszczony resort w Ein Gedi”

Leave a Reply