Słysząc o dzieciach wojny[1], większość z nas najczęściej myśli o Afryce. Tymczasem dzisiaj, prawdopodobnie najwięcej nieletnich walczy w Birmie. Niektóre szacunki mówią, że może być ich tam nawet 100 tysięcy, choć dokładne statystyki nie są znane. Dlaczego jednak ten problem jest w Birmie tak poważny?
Tatmadaw, czyli birmańska junta wojskowa oficjalnie wciela dzieci w swoje szeregi. Zagłębiając się w temat, można przeczytać o porywanych chłopcach z wiosek mniejszości etnicznych. Niektóre źródła mówią nawet o czterolatkach. Jaki los spotyka dzieci? Trafiają do obozów wojskowych, gdzie podawane są starannej ideologicznej obróbce. Już Czerwoni Khmerzy i Tamilskie Tygrysy zauważyli, że najmłodsi podatni są na indoktrynacje i mogą być wykorzystani w celach wojskowych. Proceder jest oficjalnie ukrywany, po przez fałszowanie dokumentów.
Porwania dzieci zdarzyły się nawet z ulicy. Żołnierze otrzymują pieniądze za przyprowadzenie każdego nowego rekruta[2]. Karen Human Rights Grup opisuje przypadek chłopca, który został porwany w Rangunie i sprzedany za 20000 kyatów (ok. 18$) do wojskowego obozu. Rodzice do dziś nie wiedzą, co się z nim stało i gdzie się znajduje.
Wojsko, które w Birmie widzi siebie, w roli obrońcy stabilności kraju, na przestrzeni lat stale się powiększało. Dziś, posiada ok. 400 000 tysięcy żołnierzy, z czego prawdopodobnie co piąty jest nieletni. Po szafranowej rewolucji w 2007 roku, gdy padł rozkaz strzelania do mnichów, ilość powołań do armii zauważalnie spadła. To zwłaszcza w tym okresie braki wyrównywano dziećmi.
Dezerterzy opowiadają o strasznym rygorze w wojskowych obozach treningowych. Dowódcy wymagają bezwzględnego posłuszeństwa. Bicie a nawet tortury, są na porządku dziennym. Po przekroczeniu obozowej bramy, najmłodsi rozstają się z dzieciństwem raz na zawsze. Ciężko o dokładne statystyki, ale opierając się na relacjach uciekinierów można wywnioskować, że trenujący to osoby młode, wielu z nich nie przekracza 15 roku życia.
Teoretycznie wojsko za służbę powinno wypłacać rekrutom 15.000 kyatów na miesiąc (ok. 14$). W rzeczywistości najmłodsi często nie dostają nic poza wyżywieniem. Biorą za to udział w starciach z partyzantami. W raporcie Human Right Watch „My Gun Was As Tall As Me”[3] można przeczytać wypowiedź jednego z żołnierzy, który został zwerbowany w wieku 11 lat.
”Za bardzo się bałem, by patrzeć. Położyłem się na ziemi i strzelałem w powietrze.”
Mając 14 lat, przeżył ponad 20 potyczek. Strach minął, pozostało naciskane za spust. Młodych żołnierzy szybko angażuje się w działania wojenne. Działa tu dosyć przerażająca logika. Nikt nie będzie za nimi płakał, jak zginął.
Junta posiada w swoich szeregach wiele oddziałów żeńskich.
Władze rządowe od niemal początku miały problemy z mniejszościami etnicznymi. Birma jest jednym z najbardziej zróżnicowanych kulturowo krajów świata. Niestety junta nigdy nie uszanowała inności. Zapanowały twarde nacjonalistyczne rządy.
Lekceważono prawa mniejszości etnicznych i próbowano na siłę je asymilować. Dało to tragiczne rezultaty. Kareni walczą od 1949 bez przerwy do dzisiaj. Jest to najdłuższa walka partyzancka świata. Inne walczące mniejszości to Wa, Shan, Karenni i Kachin.
Chłopiec na zdjęciu ma 12 lat i należy do Narodowej Armia Wyzwolenia Karenów (KNLA).
„W ciągu dziesięciu lat wszyscy Kareni zostaną zabici. Jeśli ktoś będzie chciał zobaczyć Karenów, to uda się do muzeum w Rangunie” – to słowa, które miał wypowiedzieć Generał Ket Sein w 1992 roku. Minęło ponad dziesięć lat, Kareni wciąż żyją, ale jest to egzystencja w ciągłym zagrożeniu. Walka z rządem jest walką o przetrwanie.
Pewien Duński badacz po swoim pobycie w Birmie powiedział: „Być Karenem w tym kraju to znaczy być prześladowanym”[4]. Nie bez powodu na granicy z Tajlandią i Bangladeszem znajdują się przepełnione obozy dla uchodźców. Choć warunki w nich są mizerne, to nikt nie musi się obawiać o swoje życie.
Większa cześć budżetu państwa[5] jest przeznaczona dla armii. Pomimo dysptoporcji finansowych (partyzantki mniejszości mają co prawda wsparcie od Chin, ale przewaga rządu centralnego Birmy jest bezsprzeczna) birmańska armia nie potrafi odnieść ostatecznego zwycięstwa. Ciężkie warunki atmosferyczne, tereny pokryte dżunglą, brak asfaltowych dróg i elektryczności, służą bojownikom o wolność.
Nie mogąc doprowadzić do bezpośredniej walki, od lat Junta wyżywa się na wieśniakach, którzy mogliby wspierać partyzantów. Palenie wsi, przesiedlenia, gwałty to typowe metody wojskowych. Według Human Right Watch w samym 2007 miejsce zamieszkania zmieniło ponad pół miliona osób[6]. W tych warunkach wszystkie strony walczą o rekrutów. Nikt tu na wiek nie patrzy.
W latach 80 w Ameryce 60% heroiny pochodziło właśnie z Birmy. Pomimo tego, że kilku baronów narkotykowych przeszło na emeryturę, problem pozostał. Dziś najwięcej narkotyków produkuje się w stanie Wa, na pograniczu chińsko-birmańskim. Obecnie metamfetamina i amfetamina ze względu na tani koszt produkcji, coraz częściej zastępują heroinę. By zarobić na broń i utrzymanie, to właśnie walczące mniejszości etniczne zajmują się tą szarą strefą.
Oficjalnie birmańska junta zwalcza narkotyki. Polityka narkotykowa tego kraju jest niezwykle surowa. Nawet za znikome ilości, którejś z nielegalnych substancji można dostać dziesięć lat więzienia. W typowy dla autorytarnych reżimów sposób ogłoszono nawet, że do 2014 kraj będzie wolny od narkotyków. Nie raz już jednak władze przymykały oczy, jeśli mogły na tym zarobić. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że sama armia jest mocno zaangażowana w przemyt narkotyków. Może więc chodzić po prostu o eliminacje konkurencji. Przy tym wszyscy zatrudniają dzieci do ochrony opiumowych pól i laboratoriów. Są tanią siłą roboczą.
Jaki
Birma w swojej historii może się też poszczycić posiadaniem najmłodszych przywódców na świecie. Partyzancka grupa Chrześcijańskich Karenów „Armia Boga” (God’s Army) działała pomiędzy 1990 a 2000 rokiem. Powstała, gdy birmańskie władze budowały rurociąg na gaz. Wojsko zmuszało mieszkających na tych terenach Karenów do pracy, jako tragarzy i do budowy baz. Masowo gwałcono kobiety. Kareni byli traktowani jak podludzie, żołnierze nie mieli skrupułów przed ich zabijaniem.
„Armia Boga” zasłynęła, gdy w 1997 władzę nad nią przejęła para bliźniaków w wieku dziewięciu lat, John i Luther Htoo. Według legendy do partyzantów przyprowadził braci pastor, mówiąc, że zostali dotknięci przez Boga i doprowadzą do powstania państwa Karenów. Po udanej obronie lokalnej wsi „Armia Boga” przeżyła rozrost, głównie o ludzi w podobnym wieku, co liderzy. Liczba partyzantów prawdopodobnie nie przekroczyła 600 osób. Partyzanci w swoich szeregach mieli twarde reguły. Zachowywali abstynencję seksualną, nie pili alkoholu, nie jedli mięsa i nie rozstawali się z Biblią. Za to większość z nich paliła ręcznie skręcane cygara cheeroot. Wierzono, w nadnaturalne moce bliźniaków. Miały się ich nie tykać kule, a miny same usuwały się im spod stóp. Ponoć potrafili zabić samą koncentracją i towarzyszyła im armia duchów.
John i Luther Htoo, nazywani byli przez oddział Bu Lu i Bu Joh.
W 2000 roku grupa zaatakowała ambasadę Birmy w Bangkoku. Po tym incydencie Tajlandia włączyła się do działań przeciw „Armii Boga”. Partyzanci zostali rozgromieni w swojej siedzibie, bliźniakom udało się jednak zbiec. Rok później wraz z pozostałą garstką bojowników, oddali się w ręce Tajskiej władzy. Chłopcy mówili, że mają już dość walki i chcą założyć rodziny. Wyrazili też chęć nauki. Obaj byli niepiśmienni. Na pamięć znali jedynie różne cytaty z Biblii, którą czytał im ich ochroniarz „Rambo”. Dość trafna ksywka, patrząc na siły, z którymi przyszło im się mierzyć. Bracia Hoo mieli wtedy po 13 lat. Nie jest jasne, w jakim stopniu zostali wykorzystani przez kareńskich oficerów, którzy atrakcyjną legendą chcieli przyciągnąć rekrutów dla sprawy.
Ostatecznie bracia zamieszkali w tajskim obozie dla uchodźców. John nie potrafił się jednak pogodzić z przeszłością. Opowiadał, że nie może zapuścić korzeni z powodu ludzi, którzy zostali w Birmie. Miał wrócić do dżungli, a w 2006 New Light of Myanmar, głównej rządowej gazecie birmańskich władz obwieszczono, że Johny Htoo i 9 innych członków Armii Boga oddali się w ręce Junty. Najprawdopodobniej został złapany wraz z towarzyszami, niedługo po przekroczeniu granicy. Być może rządowa prasa nagłośniła o jego „poddaniu się”, by skłonić innych partyzantów do podjęcia podobnych kroków. Jak było naprawdę, być może nigdy się nie dowiemy. John Htoo oddał się w ręce Junty w wieku 18 lat. Nie wiadomo, w którym więzieniu się znajduje i czy w ogóle jeszcze żyje. Luther Htoo założył rodzinę i do dziś żyje w Tajlandii.
Dla odważnych krótki dokument o „Armii Boga”:
Czy jest szansa na zmiany? Tak. Dziś można nawet mówić o pewnej odwilży w Birmie. Generał Thein Sein jeździł po kraju i rozmawiał z przywódcami wielu wojujących ugrupowań. Część z nich złożyło broń. Niektórzy mówią, że zaprzestanie walk zostało okupione przymykaniem oczu na produkcje narkotyków. Mimo wszystko najwięksi baronii narkotykowi przeszli na emeryturę. Prawdopodobnie zapłacili spore pieniądze za zapewnienie swojej bezkarności.
Wielkim sukcesem może poszczycić się organizacja International Operations Centre for Children (IOCC). Dzięki ich działalności w 2009 przywódcy Shan State Army prawdopodobnie największego ugrupowania partyzantów, podpisali memoriał, w którym zobowiązali się do rezygnacji z werbowania dzieci[7]. Najważniejsze będą działania rządu centralnego. Jeśli Birma chce być szanowana na świecie, precedens wykorzystywanie dzieci do celów wojennych musi zostać zakończony.
Dla głodnych wiedzy:
Wywiady z dezerterami z wojska:
http://www.khrg.org/khrg2009/khrg09b4.pdf
Raporty Human Rights Watch:
http://www.hrw.org/node/10621/section/3
http://www.hrw.org/news/2007/10/24/burma-army-attacks-displace-hundreds-thousands
http://www.hrw.org/en/reports/2002/10/16/my-gun-was-tall-me
O bliźniakach Htoo:
http://www.guardian.co.uk/g2/story/0,3604,347432,00.html
http://burmadigest.wordpress.com/2006/07/31/not-a-child-anymore-johnny-htoo-has-come-of-age/
Birmańskie dzieci wojny:
http://www.partnersworld.org/download/4Qtr07us.pdf
http://burmesechildsoldiers.wordpress.com/page/2/
http://uscampaignforburma.org/learn-about-burma/attacks-eastern-burma/child-soldiers/
http://www.irrawaddy.org/article.php?art_id=22652
Narkotyki w Birmie:
http://www.guardian.co.uk/world/2010/jun/21/drug-smuggling-thailand-burma-elections
http://rehmonnya.org/archives/254
http://www.youtube.com/watch?v=_IjAvLXMdo8
Inne:
http://www.youtube.com/watch?v=XnvTcNlmUlc&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=ezYTb1PCAeg
http://www.youtube.com/watch?v=bsSiy72JHpQ – mocny dokument o Birmańskiej Juncie
PS: Większość zdjęć z Human Rights Watch i AP.
Artykuł jest wstrząsający. Wielkie brawa, że udało Ci się coś takiego napisać. Trafnie wszystko przedstawiasz i dobrze też skonstruowałeś ten artykuł. Naprawdę dobrze piszesz. 🙂 I podniosło mnie na duchu zakończenie, gdzie mówisz, że jednak sytuacja się z czasem trochę poprawia. Oby to się zupełnie skończyło jak najszybciej.
Pisz więcej tak dobrze 🙂
Pozdrawiam,
Bardzo dobry tekst. Nie długi, ale udało Ci się skondensować najważniejsze i najciekawsze informacje. Widać (czytać?), że trochę siedziałeś w temacie, zanim się wziąłeś za pisanie. Dobrze też wybrałeś zdjęcia. Więcej! 🙂
T.
Widać że jesteś osobą, która wie o czym pisze. Gratuluję i życzę powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga, bo jest naprawdę interesujący!
Bardzo interesujący artykuł, tylko tak dalej!:)
Brawo Romku 🙂 Kibicuję Ci !