Inne podróże

Graffiti w sercu Tarlabasi

Barwne uliczki kurdyjskiej dzielnicy Tarlabasi

Nigdy nie usłyszałem od żadnego znajomego Turka dobrego słowa o Tarlabasi. Ta kurdyjska dzielnica Istambułu przyciąga całą plejadę osobowości: prostytutki, dilerów, afrykańscy emigrantów, cyganów, transwestytów… najbardziej wykluczonych z wykluczonych. Tu życie toczy się na ulicy, tu biegają wszędzie gromadki dzieci, tu zgubiłem się i tu proponowano mi narkotyki i próbowano mnie okraść. W Tarlabasi wraz z Wojciechem spędziliśmy niecały tydzień. Zamieszkaliśmy u irańskiej emigrantki poznanej przez couchsurfing, którą skusiły stosunkowo tanie jak na Stambuł ceny wynajmu mieszkania. Obok mieszkała para komunistów i rodzina syryjskich uciekinierów, także wieczorami nie można było narzekać na nudę.

Tarlabasi na swój sposób jest urokliwe, choć nie polecam zwiedzania po zmroku. Sypiące się kamienice, rozwieszone wszędzie ubrania, ci wszyscy ludzie… to miejsce ma w sobie coś przyciągającego. Spośród wielu sekretów dzielnicy można wymienić grób i muzeum Adama Mickiewicza, który zmarł tu na cholerę w 1855 roku. Ja jednak nie o wieszczu chcę wam opowiedzieć. Pośród rozpadających się starych kamienic kryje się jedna wyjątkowa, wypełniona od wejścia przez kilka pięter, po strych wymyślnymi malunkami współczesnych ulicznych artystów.

Wszystko zaczęło się od wydarzenia zorganizowanego przez internet, by w celu ocieplenia wizerunku Tarlabasi, wymalować jeden z opuszczonych budynków w ciekawe graffiti. Wszystko było już przygotowane, zjechali się międzynarodowi artyści, lecz w przeddzień wydarzenia władze Istambuł cofnęły zgodę na malowanie (a może tej zgody tak naprawdę nie było? Opinie są podzielone). Grafficiarze postanowili jednak wykorzystać zakupione farby i wymalowali od góry do dołu opuszczoną kamienicę. Tyle że… od wewnątrz.

Do Domu Graffiti zaprowadziła nas nasza przemiła irańska couchsurferka. Ciężko tam trafić samemu, ponieważ wiele bloków jest opuszczonych, a inne kryją rzeczywistość, której nie chciałoby się oglądać.  Z pomocą kogoś, kto mówi po turecku, szanse wzrastają, ale i tak to szukanie przysłowiowej igły w stogu siana. Słyszałem, że zapowiedziano wyburzenie kamienicy… Łowcy przygód i opuszczonych miejsc spieszcie się! Poniżej przedstawiam wam magię Domu Graffiti:

Our couch. Azi we love you! :) Fot. Roman Husarski

Na szczycie Domu Graffiti przywitał nas piękny widok. Szkoda, że po podłodze walały się strzykawki.

4 myśli na temat “Graffiti w sercu Tarlabasi”

  1. Pięknie. Roman, czy chodzi Ci o Tarlabasi jako część Beyoglu? I jakieś bliższe namiary na ten budynek… mógłbyś? Macham łapką, A.

    1. Tak jest, niedaleko Taksim. Problem w tym, że ciężko powiedzieć, gdzie dokładnie budynek się znajduje. Kamienica była przy placu, całkiem rozkopanym przez jakieś prace budowlane. Wydaje mi się, że był tam też mały kościółek. To nie było bardzo głęboko w Tarlabasi, niedaleko od dużej ulicy dochodzącej do Taksim, takiej na której rozpadające kamienice były zasłonięte częściowo plakatami ładnych budynków, które planują tam postawić.
      Dodatkowo Dom Graffiti znajdował się za blaszanym płotem – była jednak dziura przez, którą dało się przecisnąć.
      Możesz też próbować popytać mieszkańców Tarlabasi. Nam jakiś Nigeryjczyk wskazał drogę, ale też dokładnie nie pamiętał :D.

  2. Sam Stambuł wspominam różnorodnie. Z pewnością nie jest to miasto na jeden dzień i całe szczęście, iż z Romanem zatrzymaliśmy się tam na dłużej. Od placu Taksim uchodzi ulica Istiklar z eksluzywnimy sklepami, drogimi cenami żywności. Pierwsze skojarzenie – Krakowska floriańska. Dwie ulicę dalej schodząc gwałtownie w dół, dochodzi się do miejscowego „slumsu” dzielnicy, która za dnia cechują dziadki siedzące w bramach, o niebo tańsze sklepy oraz mnóstwo rozwieszonego prania jak i gromady dzieciaków „haratających w gałę” … Odniosłem wrażenie, że do tej dzielnicy rząd najchętniej by się nie przyznawał, na ulicach jest syf ale ludzie w swoich domostwach w ekstremalnej biedzie nie żyją… Tarlabashi mogę nazwać nie tyle slumsem co szarą strefą bo po zmroku aż roi się tam od dealerów i złodziejskich gówniarzy…

    A lokalizacja grafity? Bodajże 3-4 budynki dalej od wielkiego, żółtego kościoła. To jedyny taki oficjalny kościół w tej dzielnicy tak więc jakoś to się odnajdzie. W sumie ciężko powiedzieć czy ta ruina z grafitti jeszcze stoi ponieważ od tamtego czasu wiele mogło się zmienić…

Leave a Reply