Jak wygląda codzienne życie studenta w Korei Południowej? Co warto zobaczyć w azjatyckim metropolis? Czy w dobie Internetu można jeszcze przeżyć szok kulturowy? Co czwartek serwuję moje wrażenia i przemyślenia z Seulu. Uwaga, kuchnia koreańska bywa pikantna!
W 1968 roku komando komandosów z Korei Północnej przedostało się przez granicę z misją zamordowania prezydenta Park Chung-hee. Zostali powstrzymani, ale udało im się dotrzeć aż pod Błękitny Dom (pałac prezydencki). W wyniku wymiany ognia śmierć poniosło kilkadziesiąt osób. Niewiele osób wie, że Południe szykowało odwet. Park Chung-hee przeżył kolejny zamach na swoje życie i nie zamierzał czekać na kolejną próbę. Powołany został specjalny odział 684, którego bazą szkoleniową była wyspa Silmido, leżąca na wodach północno-zachodniego wybrzeża.
Dotarcie na miejsce było sporym wyzwaniem i zajęło mi pół dnia. Silmido znajduje się nieopodal metropolii Incheon, w pobliżu wyspy Muuido, która jest zamieszkana przez ok. 80 rodzin i kursuje na nią prom. W okresie letnim często odwiedzana jest przez plażowiczów i fanów koreańskiego serialu (tzw. K-dramy) Schody do nieba (kor. 천국의계단), który świecił triumfy w pierwszej połowie lat 2000. Na Silmido można dostać się jedynie podczas odpływu. W niektórych miesiącach przejście na drugą stronę bywa niemożliwe.
Gdy dotarłem na plażę, ścieżka na drugą stronę była praktycznie niewidoczna. Przy wejściu na plażę zostałem poinformowany, że za dwie godziny przejście będzie możliwe. Miałem szczęście, że jedna z położonych przy plaży restauracji była otwarta. Mogłem się zatrzymać, coś zjeść i spokojnie poczytać książkę. W lecie miejsce to musi tętnić życiem. Podczas mojego pobytu oprócz kilku katolickich zakonnic, zbierających muszle, nikogo w okolicy nie było. Po dwóch godzinach wodna niestety nie odpłynęła, na tyle bym mógł przekroczyć przejście, ale z racji braku czasu zdecydowałem się brodzić na druga stronę.
Na Silmido zniszczona tablica informowała przede wszystkim o tym, że wyspa była „planem filmowym”. Brakowało choćby wzmianki, że miejsce to faktycznie było obozem szkoleniowym dla komandosów-straceńców.
Dopiero film „Silmido” nagłośnił całą sprawę, doprowadził do debaty publicznej, a nawet zaowocował wielkim odszkodowaniem, które wypłacono rodzinom niedoszłych zabójców. Rekonstrukcja wydarzeń nie jest taka prosta, ponieważ dane w tej sprawie zostały całkowicie zniszczone. „Oddział 684” składał się z bandytów i więźniów wyciągniętych z celi śmierci, którzy po przeszkoleniu, mieli przedostać się do Pjongjangu w celu zabicia Kim Ir Sena. Aż 7 osób nie przetrwało brutalnego treningu. Z powodu zmian politycznych projekt zawieszono, a po dwóch latach prawdopodobnie wydano rozkaz zlikwidowania oddziału. Wiemy, że sfrustrowani rekruci wszczęli rewoltę, zabili większość strażników i przedostali się na stały ląd. Nie mieli jednak większych szans z regularnym wojskiem. Wszyscy zginęli w starciu lub zostali skazani na śmierć po złożeniu broni.
Na wyspie poza tablicą informacyjną można znaleźć fundamenty baraków, w których mieszkali komandosi. Nie ma tu więcej śladów po tragedii, do której tu doszło prawie pół wieku temu. Liny, styropianowe pudła, czerwone wstążki na drzewach to pozostałości po ekipie filmowej i rybackie odpady. Wyspa w dużej mierze zarosła przysłaniając aktywność człowieka. Szukałem uporczywie jakichś łusek, ciekawszych pozostałości, ale nic z tego. Spotkałem za to parę bażantów i stadko saren. Ostatecznie było warto!
Zdjęcia z wyspy: