„W ciągu ostatnich trzydziestu lat ponad połowa została zamknięta!” poinformował mnie taksówkarz, gdy jechałem do mojej ulubionej łaźni w Jeonju. Jjimjilbang (찜질방), czasami po prostu suana (사우나), w Korei to cała instytucja, znacznie różniąca się od europejskiego spa, o czym już kiedyś pisałem. Relaks w licznych saunach i basenach, w dodatku w przystępnej cenie, jest uzależniający. W okresie zimowym zaglądamy z Agatą do jjimjilbang raz w tygodniu. Temat znikających łaźni powrócił, gdy niedawno zamierzałem wybrać się do parku wodnego Bugok Hawaii. Był to cały kompleks basenów, zjeżdżalni, saun, ogrodów botanicznych… W tym wszystkim szczególnie zainteresował mnie znajdujący się tam buddyjski park piekielny, mniej więcej w takim stylu co w Tajlandii. Niestety, pomimo że Bugok Hawaii wciąż figuruje na mapie kakao, znalazłem informację, że został zamknięty. Po raz kolejny, na temat znikającego świata publicznych łaźni natknąłem się z Agatą w pewnej kawiarni w Jeonju.
Kirintowol (기린토월), dosłownie „żyrafi ręcznik”, zagospodarowuje przestrzeń byłej łaźni. Efekt jest zaskakujący.
Właścicielka przedstawiła mi krótką historię miejsca. Sauna zamknięta została w latach 70. i długo budynek stał odłogiem. Zamiast przebudowywać całe wyposażenie, postanowiła wykorzystać przestrzeń. Faktycznie wyposażenie jjimjilbang w Kirintowol wygląda jak z dawnych lat. Na tego typu old school, zazwyczaj doprawiony dobrą dawką kiczu i magicznych elementów związanych z tradycyjną medycyną chińską, da się jeszcze od czasu do czasu natknąć, ale coraz rzadziej.
Dlaczego jjimjilbang znikają? Powodów jest wiele. W Kirintowol przybytek był po prostu zbyt mały. Wraz z rosnącą zamożnością społeczeństwa, użytkownicy częściej decydowali się na te, które oferowały bogatsze wyposażenie. Wiele łaźni nie było stać na szeroki zakres usług – od basenów po zabiegi kosmietyczne. Tego typu miejsca wymagają ciągłej czystości i nie wszystkie zakłady były w stanie sprostać nowym, rygorystycznym obostrzeniom. Inna kwestia dotyczyła bezpieczeństwa. Problem ten, choć w niewielkim stopniu, istnieje do dzisiaj. Według badań koreańskiego Anti-Corruption & Civil Rights Commission (국민권익위원회) opublikowanych w 2017 roku największym problemem łaźni były drobne kradzieże (14,4 % odpowiedzi). Respondenci uskarżali się też na brak możliwości płacenia kartą, głośnych użytkowników i niewystarczającą higienę. Obecnie wielu Koreańczyków ma w domach wanny, co jeszcze 30-40 lat temu było rzadkością. Popularne są również domowe mini sauny, więc potrzeba chodzenia jest dużo mniejsza. Właścicielka Kirintowol rozwiewa moje obawy i wizje rychłego końca jjimjilbang . „Nie wydaje mi się, by Koreańczycy przestali lubić saunę. Chodzą może rzadziej, ale wybierają miejsca oferujące wyższą jakość usług”. Innymi słowy, rynek sam się ureguluje.
Z rozmów przeprowadzonych z zaprzyjaźnionymi studentami, wynika, że dla niektórych jimjilbang to trochę obciach. Rozrywka raczej dla starszego pokolenia. Zostałem też ostrzeżony, by nie trafić do łaźni o złej sławie. Ponoć niektóre ze względu na niską cenę są często wybierane przez bezdomnych i przestępców. Inni przekonują, że mimo wszystko łaźnia wciąż jest bardzo ważną częścią kultury, która pozwala na pogłębienie więzi. Do dziś zdarza się, że ojciec córki, która przedstawia swojego przyszłego męża, zaprasza go właśnie na wspólne kąpiele. W jimjilbang chodzi się całkiem nago… By się przed kimś całkiem odsłonić, potrzebne jest zaufanie.
Niestety ostatni czas jest wyjątkowo niefortunny dla łaźni. W ostatnim tygodniu pojawiała się nawet informacja, że z powodu koronowirusa, uczęszczanie do jimjilbang spadło o prawie 74%. Sauna ma jednak liczne zdrowotne właściwości, z których znana jest na całym świecie i w różnych kulturach. Nie można dać się zwariować. Jeżeli jednak ktoś nie lubi tego typu formy wypoczynku, to może zrelaksować się w Kirintowol. My wypiliśmy kawę, gęste i nie za słodkie latte z czarnego sezamu (흑임자라떼) oraz małe, cytrynowe ciasteczka do smaku.
Dokładna lokalizacja kawiarni zaznaczona została na mapie poniżej: