Nakładem Wydawnictwa SQN wydana została książka Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una. Zainteresowanie liderem Korei Północnej nie gaśnie. W Polsce będzie to już piąta biografia dyktatora. Trzy napisane zostały przez Polaków (Waldemara Dziaka, Piotr Głuchowskiego i Marcin Kowalskiego oraz Nicolas Levi i Edgara Czopa), a ostatnia przez norweską dziennikarkę (zobacz moją recenzję w Klubie Jagiellońskim). To swoisty rekord, ponieważ żaden żyjący, azjatycki przywódca nie może się poszczycić takim zainteresowaniem w Polsce. Czy to kwestia skali despotyzmu i tajemnicy wciąż otaczającej Koreę Północną? Czy paradoksu komunistycznej dynastii? A może uwagę przyciąga wiek lidera, który spotykając się z przywódcami innych krajów, jest prawie o połowę od nich młodszy? A może po prostu jego memotwórczy wygląd? Mało, który lider jest tak często karykaturowany. W Polsce jego kreskówkowa twarz trafiła na okładkę już po raz czwarty.
Dekada doświadczenia
Autorką najnowszej próby przedarcia się przez chaos informacyjny wokół Kim Dzong-un jest Anna Fifield. Jej nazwisko pewnie znane jest osobom, które interesują się KRLD. Jako dziennikarka Washington Post Koreą Północną zajmuje się od 2004 roku. Przez lata bezskutecznie starała się przeprowadzić wywiad z samym Kim Dzong-unem. Dotarła za to do wielu osób, które znały przywódcę osobiście m.in. do kucharza Kim Dzong-ila, Kenji Fujimoto czy do ciotki Kim Dzong-una. Drugie spotkanie poskutkowało zresztą potwierdzeniem wieku „wodza”. Miał się urodzić w 1984 roku, a nie w 1983 czy 1982 roku. Ko Yong-suk bardzo dobrze pamiętała ten moment, ponieważ przewijała równocześnie pieluchy Kim Dzong-una i swojego syna. Głośna była też jej multimedialna opowieść Life under Kim Jong Un przedstawiająca relacje Koreańczyków z KRLD mieszkających w Tajlandii, która została opublikowana w dwóch językach – angielskim i koreańskim.
Podczas wywiadu dla NK News Fifield przyznała się do rezygnacji z opisania historii pewnej uciekinierki, gdy po godzinach rozmów i weryfikacji odnalazła materiały, które kwestionowały część jej opowieści. Niestety w dziennikarstwie poświęconemu Korei Północnej nie brak łowców taniej sensacji.
Autorka od lat zabiega, by konferencje poświęcone Korei zapraszały więcej ekspertek, których przecież nie brakuje w tej dyscyplinie, jednak często są pomijane. Hasztag „manels” (od man i pannels) stał się jej znakiem rozpoznawczym na Twitterze. Samemu brałem udział jako obserwator i uczestnik konferencjiach o Korei i muszę przyznać, że ciężko się z nią nie zgodzić. Fifield przygotowała nawet listę pomocniczą dla organizatorów, na którą trafiło 80 specjalistek.
Życie jak teatr
Życiorys Kim Dzong-una w ujęciu nowozelandzkiej autorki prezentuje się zupełnie niczym szekspirowski dramat, z podziałem na trzy akty. W pierwszym obserwujemy młodość „małego generała”, któremu od najwcześniejszych lat nikt nie potrafi niczego odmówić. W drugim, widzimy, jak rośnie bezwzględność i neurotyzm wodza. Cały jeden rozdział poświęcony jest spotkaniu z Dennisem Rodmanem, ekscentryczną legendą NBA, który na balu u Kima jest niewątpliwie błaznem. To kolejna manifestacja władzy, dla swojego kaprysu Kim imprezuje z człowiekiem, który idealnie wpisuje się w model antyamerykańskiej propagandy Pjongjangu. Niezadowolonych z takiego obrotu rzeczy, choćby wuja Jang Song-thaeka, czeka tragiczny los. W pałacu nie ma miejsca dla kwestionujących władzę Kima. Ostatnia część pokazuje, że bezpiecznie nie mogą czuć się również potencjalni następcy do tronu na czele z Kim Dzong-namem, przyrodnim bratem głównego bohatera, który został zamordowany w 2017 roku na lotnisku w Singapurze. Trzeci akt to jednak przede wszystkim spotkanie dwóch jastrzębi. Trump i Kim niczym średniowieczni wojownicy najpierw obrzucają się wyzwiskami i prezentuje publiczności swoją broń, by ostatecznie jednak zasiąść do wspólnej biesiady na swoją cześć.
Fifield przy tym wszystkim rzetelnie opisuje wszystkie wydarzenia. Opiera się na klasycznych pracach dotyczących Korei Północnej – Victora Cha, Barbary Demick, Andreia Lankova czy Bradleya K. Martina. Autorka korzysta również ze źródeł w języku koreańskim (co jest wciąż rzadką zaletą u zachodnich obserwatorów) od północnokoreańskiej propagandy, po jeszcze nieprzetłumaczone wspomnienia zbiegłego na Południe dyplomaty, Thae Young-ho, które w Korei Południowej okazały się bestsellerem. Podziw wzbudza ilość i przekrój klasowy uciekinierów z KRLD, z którymi się spotkała. Są to zarówno donju, północnokoreańscy „władcy pieniędzy”, przedsiębiorcy i bossowie narkotykowi, jak i drobne przedsiębiorczynie z kwitnących północnokoreańskich marketów jangmadang.
Fifield punktuje wszystkie kaczki dziennikarskie, które wyrosły wokoło Korei Północnej, problematykę, którą również śledzę od dawna. To świetna lekcja pokory dla tych, którzy szukają pewników o tym kraju. Jednak również ujawnia nasze ograniczenia w kwestii weryfikacji wielu faktów, jak i liczne niewiadome. Nawet jeśli kiedyś reżim upadnie i uzyskamy dostęp do jego archiwum, to czy możemy być pewni przełomu? Czy materiały odnoszące liderów bardzo będą różnić się od tych, które przytacza autorka, otwierając rozdziały, a którym w stylu blisko do średniowiecznych hagiografii świętych? Być może, ktoś mógłby zarzucić autorce, że nie tłumaczy wystarczająco propagandy reżimu, która pozbawiona komentarza, wydaje się po prostu śmieszna. Jednak taki zabieg nadaje książce dynamiki.
Kolejnym zabiegiem, który sprawia, że Wielkiego Następcę czyta się świetnie, są kontrasty. Ekonomiczne zmiany w okresie Kim Dzong-una, które mogą wydawać się rewolucyjne, zderzone zostają z faktem, że śmietanka przypada przede wszystkim elicie. Kawiarnie, pizzernie i sushi bary sprawiają złudzenie rozwoju. O espresso w cenie 4 dolarów większość mieszkańców Pjongjangu może jedynie pomarzyć. Zabawa w wielkich lunaparkach i nowe luksusowe produkty Pjonghatanu (najbogatszych dzielnic stolicy) spotykają się ze smutną prawdą o terrorze oraz obozach, w których warunki, według ocalonych z Oświęcimia „są równie przerażające, a może nawet jeszcze gorsze” (s. 183). Z dużą wprawą Fifield żongluje w książce emocjami. Cieszymy się, czytając wypowiedzi jednego z byłych mieszkańców KRLD, który mówi, że każdy tak naprawdę myśli, że Kim „jest gówno wart” (s. 168) i czujemy przygnębienie opisem realiów przygranicznych, metamfetaminowych miasteczek.
Gdzie są uczeni w Korei Północnej?
Wielki Następca jest zasadniczo pracą rzetelną faktograficznie, ale zdarzają się błędy. W książce zostało powielone uproszczenie, że jedynym dużym miastem, które nie zostało zdobyte przez Armię Ludową, było Pusan i jego okolice (s. 41). Jednak w rzeczywistości, niepokonanym miastem było również Daegu. Północ nie dotarła również nigdy do Jeju. W publikacji można znaleźć więcej wątpliwych stwierdzeń. Nie jasne czy wszystkie opisywane przez autorkę ataki cybernetyczne zostały faktycznie dokonane przez Koreę Północną. Choć jest prawdopodobne, że za zabójstwem Kim Dzong-nama stoi jego brat, to jednak autorka mogłaby przedstawić istniejące wątpliwości w tej sprawie.
Książka nie jest pracą naukową, ale przy 400 stronach tekstu, brakuje analizy niektórych kwestii. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego Kim posiada tak wielką władzę? Jak dokładnie działają sekretne służby? Dlaczego wszechobecni generałowie również są ograniczeni? Wreszcie, dlaczego reżim cały czas trzyma się ortodoksyjnych i kuriozalnych z naszego punktu widzenia narracji? Propaganda KRLD, chętnie cytowana, pełni funkcję głównie humorystyczną i anegdotyczną. Fifield praktycznie nie tłumaczy jej siły. Krytyczne wobec reżimu głosy wydają się jednoznacznie negatywne, tymczasem należy pamiętać, że nie mamy pewności, że faktycznie jest to opinia większość północnokoreańskich obywateli. Nie wiemy, do jakiego stopnia uważali się za przeciwników reżimu, zanim opuścili kraj i poznali smak innego życia.
Kilkakrotnie Fifield wspomina o konfucjańskich tradycjach reżimu Kimów, lecz przykłady, które podaje, są bardzo powierzchowne. Sięganie do tradycyjnej filozofii chińskiej i jej koreańskiego rozwinięcia w celu wyjaśniania różnych współczesnych zjawisk, to częsta i atrakcyjna metoda wielu badaczy, również opisujących Koreę Południową i… nagminnie nadużywana. Zamiast chwytać się ogólnikowych porównań, należałoby wytłumaczyć, co w danej tradycji jest explicite charakterystyką konfucjańską. Północnokoreański porządek hierarchiczny wcale nie przypomina konfucjańskiego, według którego na szczycie zazwyczaj powinni znajdować się uczeni (s.234). Nie wspominając o roli wojska w KRLD, klasycznie wykluczonego z konfucjańskich „cztery profesji” – efekt niechęci uczonych do militariów i wojny. Czy fakt, że młodzik Kim irytował trzykrotnie od niego starszych generałów, jest jakimś dowodem na konfucjanizm czy może raczej czymś uniwersalnym (s.108)? Czy Kim Ir Sen rzeczywiście szukał inspiracji u średniowiecznych władców, tworząc klasowy system songbun w 1957 roku (s. 175)? W rzeczywistości songbun ma korzenie w maoistowskich Chinach i jest rozwinięciem marksizmu. Skoro społeczeństwo podzielone jest na klasy, to warto by wiedzieć, kto dokładnie należy do burżuazji i wyzyskiwaczy, by skutecznie tępić tę grupę społeczną.
W książce pojawia się też jedno osobliwe tłumaczeniu ze strony autorki. Chodzi o przebój Hyon Song Wol, które zapisany został jako Pani na pięknym koniu (s. 228), a w oryginale pojawia się jako Lady Riding a Fine Horse (s. 141). Koreański tytuł to jednak „준마처녀”, czyli dosłownie „Kobieta – szybki koń” (na YT jako Excellent Horse-Like Lady). To przydomek, który bohaterka utworu otrzymuje za jakość swojej pracy w fabryce. Koń jest zwierzęciem wysoko cenionym w Korei Północnej i często pojawia się w symbolice (patrz: wodzowie i ich wierzchowce, Ruch Chollima), porównanie to jest więc wyróżnieniem. Wytłumaczenie byłoby zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż zmiana tytułu.
Błyskotliwa lektura
Książkę czyta się jak doskonałą powieść i ciężko pozbyć się wrażenia, że skończyła się zbyt szybko. Zwłaszcza że szczyt w Hanoi, początek końca odwilży, został opisany zdawkowo, jakby autorka się spieszyła. Pomimo tych wad Wielki Następca jest obecnie najlepszym i najpełniejszym wprowadzeniem do życiorysu Kim Dzong-una i współczesnej Korei Północnej na naszym rynku. Czas pokaże, czy zakończenie historii będzie równie szekspirowskie.