Pierwszy raz pomyślałem o autostopie już w Manili. Niestety szybko się przekonałem, że miasto jest tak rozległe, że aby dostać się na jakąś sensowną drogę musiałbym stracić kilka godzin, a dodatkowo włóczenie się z bagażem po obrzeżach stolicy Filipin nie wydaje się najbardziej błyskotliwym pomysłem.
Na szczęście transport na Filipinach jest taniutki. O dziwo zniżka studencka działa też dla obcokrajowców. Większość kontrolerów wierzy nawet na słowo! Zdarzyło się jednak, że sprawdzano mi legitymację z każdej strony – zapewne polskie wydania nieczęsto się tu widuje. W razie problemów zawsze mówię głośno „international” i zataczam kręgi rekami. Działa.
Pierwsza okazja na stopa zdarzyła się w Bagio (północny Luzon). Para miłych, młodych Filipińczyków zgodziła się podrzucić mnie na obrzeża. Niestety, strasznie się rozpadało, co uniemożliwiło mi działanie. Wiedziałem, że jest pora deszczowa i w okolicach południa może popadać. Tym razem miałem do czynienia z ulewą. Ostatecznie poprosiłem moich nowych znajomych o zostawienie mnie na przystanku autobusowym i z autostopowych planów zostały nici.
Po pobycie w górach zdecydowałem, że jeśli mam spróbować autostopu, to mam ostatnią szansę na trasie Sagada – Bagio. Zaledwie 138 km, ale uwaga, autobus jedzie tą górzystą trasą siedem godzin!
Rozpocząłem ok. 6 rano. Pierwszy stop to pojazd, który pewnie kiedyś mógł być nazywany mototaksówką, ale niewiele z niego zostało. Jeszcze jeden samochód osobowy i byłem na obrzeżach Sagada. Tu złapałem pierwszego długodystansowca, prowadzonego przez anglikańskiego pastora. Podróż umiliły mnie fantastyczne opowieści o zderzeniu się chrześcijaństwa z magią. Pastor mówił, że musi być bardzo ostrożny, ponieważ ludzie twardo stoją przy swoich animistycznych wierzeniach. Według kierowcy potrzeba generacji, by ten stan rzeczy się zmienił. Muszę przyznać, że nawet poprzedniego dnia sam rozmawiałem z pewnym mieszkańcem Sagada, który skarżył się, jak drogi jest u nich pogrzeb. By udobruchać duchy i zapewnić sobie spokojny spoczynek, należy zarżnąć rytualnie kilkanaście prosiaków i kilkadziesiąt kurczaków. Zdaje się też, że sam pogrzeb to jedna wielka impreza,a co za tym idzie – wydatki. Przy tym mężczyzna, jak i większa część mieszkańców należy już do chrześcijańskiej rodziny. Co kraj to obyczaj!
Ostatecznie pastor zostawił mnie na „autostradzie”, co oznaczało nierówną, podziurawioną drogę wiodącą przez góry. I tu porażka. Same autobusy! Zdesperowany, po godzinie zabrałem się prywatnym busikiem, do pobliskiego większego miasteczka. Zapłaciłem, a kierowca okazał się tak miły, że gdy usłyszał, że podróżuję autostopem, zabrał mnie na obiad, a nawet zaprosił do siebie do domu! Grzecznie podziękowałem. Z Abatan poszło już prosto.
Dopiero gdy znalazłem się na obrzeżach Bagio, pojawił się nowy problem w postaci niesamowitej ilość jeepney, kolorowych, amerykańskich wojskowych wozów terenowych, przerobionych na tani publiczny transport. Zatrzymują się na każde skinienie palcem, ba, nawet nie trzeba nic robić, a zatrzymają się widząc turystę. Więc zostałem bez wyboru, na szczęście jeepney, choć mało komfortowe, są wyjątkowo tanie i ogólnie cool (wymalowane przeważnie w postacie biblijne, lub z kreskówek i pełne różnych motywujących/chrześcijańskich cytatów).
I to całe moje autostopowe doświadczenie na Filipinach! Z Bagio nie próbowałem dalej, bo miasto jest bardzo długie i zaraz za nim zaczyna się kolejne; w dodatku te jeepney…
Doświadczenie oczywiście jest zbyt ubogie, bym mógł wystawić jakąkolwiek ocenę w moim rankingu. Brakuje mi podróży przez południe kraju i inne wyspy. Pomimo że ludzie są bardzo mili, to nie jestem pewien, czy cała ta zabawa jest tego warta. Raczej jest to bardzo trudny kraj dla autostopowiczów, samochodów niewiele, a jak jadą, to często są wypełnione po brzegi – raz zostałem zabrany na czwartego w kokpicie tira – to się nazywa ścisk! Dodatkowo transport jest stosunkowo tani. Przy tym wszystkim ponoć autostop na Filipinach jest zakazany (czyżby wzorowanie się na Stanach Zjednoczonych?). Ja na szczęście policji nie spotkałem na mojej drodze…
Fot. Roman Husarski