Inne podróże

Manila – upadek „Perły Azji”

Fot. Roman Husarski

Zobacz też moją fotorelację z piękniejszej części Filipin.

Nie mam złudzeń. Manila to zdecydowanie najbrzydsza stolica Azji, jaką do tej pory widziałem i jedno z gorszych miejsc, w jakich byłem. Pozostaje pytanie – dlaczego? Co się stało z miastem, które kiedyś było określane jako „Perła Azji”. Dlaczego moi dziadkowie, gdy usłyszeli, że dotarłem do stolicy, Filipin napisali mi: „Manila wanilia! Rewelacja! ” Jest bardzo wiele czynników, które wpłynęły na taki, a nie inny wygląd miasta i postaram się je trochę przybliżyć.

Po pierwsze, władze miasta starannie od lat zabiegają, by uczynić miasto bardziej przytłaczającym i chłodnym. Większość stolic azjatyckich państw w jakiś sposób dba o zabytki i miejsca historyczne, odrestaurowując je lub wydzielając specjalną dla nich dzielnicę. W Manili, poza nielicznymi wyjątkami, zostały głównie kościoły, co gorsza, w miejsce zabytkowych hiszpańskich budynków stawia się brudne wieżowce. Oczywiście nadmierna urbanizacja i ciągły napływ ludności wymaga podjęcia odpowiednich wysiłków – niestety raczej nie było one przemyślane. Chaotyczne aranżacja przestrzeni miejskiej tylko zwiększa poczucie zagubienia.  Nie mówiąc o rosnącym kontraście pomiędzy biedą a bogactwem. Ci pierwsi kłębią się na ulicach pod wieżowcami śpiąc w zmontowanych naprędce „instant housach”. Ci drudzy żyją w zadbanych enklawach, do których bieda nie ma wstępu.

Po drugie, chyba nie ma miasta, gdzie byłoby więcej bezsensownych pomników – czasami  jeden tuż koło drugiego! Jest też w Manili plac, który dawałby choć trochę przestrzeni, ale nie! Wybudowano na nim wielki podest, zapewne na jakieś wystąpienia. W ten sposób w mieście nie ma gdzie odetchnąć. Parki? Pełne śmieci i zamieszkane przez bezdomnych, pozostaje więc tylko kilka płatnych.

Conan Barbarzyńca? Lepiej, to bohater narodowy Lapu Lapu.
Fot. Roman Husarski
Dr. Jose Rizal rozstrzelany.
Fot. Roman Husarski

Kolejna sprawa to niesamowita ilość policji nierzadko uzbrojonej po zęby w karabiny maszynowe, shotguny i pistolety. Oczywiście, istnieje pewne ryzyko ataków terrorystycznych (ale nie większe niż w Tajlandii) z powodu walczącej o niepodległość islamskiej mniejszości wyspy Mindanao. Ktoś może powiedzieć również, że im więcej policji, tym lepiej, ale nie na Filipinach – jednym z najbardziej skorumpowanych państw Azji Południowo-Wschodniej gdzie kwitnie kult machismo. Kilkakrotnie miejscowi znajomi przekonywali mnie, że policja oznacza kłopoty, które rozwiązują tylko pieniądze. W rzeczywistości ilość policjantów oraz fakt, że noszą broń na wierzchu, jedynie pogłębia wrażenie zagrożenia! Uzbrojona ochrona pilnująca  McDonallda czy Starbucksa, która otwiera drzwi gościom, sprawia niedorzeczne wrażenie. Czasami w Manili można się poczuć jak na wojnie!

Tymczasem miasto tonie w śmieciach i odchodach. Brak tu koszy i toalet publicznych. Z kolei przykłady „nowoczesności” w stolicy Filipin czasem tak rażą tandetą i kiczem, że aż strach: ławki w mieście wyglądają, jakby przeżyły Czarnobyl, w parku żywopłot jest uformowany w kupę (miały być chyba spirale) a prawie wszystkie pomniki są skrajnie patetyczne (choć to akurat zapewne kwestia kulturowa). Ktoś powie, że to z powodu ubóstwa, niestety większość funduszy jest po prostu absurdalnie wpompowywana w bezpieczne enklawy dla bogaczy i… rozkradana. Mam nadzieję, że Manili jeszcze kiedyś uda się przywrócić blask świetność.

Fot. Roman Husarski