...AUTOSTOP... Inne podróże

Autostopem przez Mali

IMG_8656
Droga do Timbuktu.
Fot. Roman Husarski

Mali jest niezwykle atrakcyjnym krajem. Jeszcze kilka lat temu przyjeżdżało tu mnóstwo turystów. Niesamowite meczety, kolorowe targowiska, słynna muzyka, Festival au Désert – Mali miało wiele do zaoferowanie. Niestety, Tuaregów w 2012 roku wypłoszyło odwiedzających. Podczas całej naszej podróży trwającej miesiąc nie spotkaliśmy żadnego innego turysty. Autostopem na szczęście wciąż działa!

Tirowcy lubią przyozdabiać swoje maszyny. Czasem trochę nieporadnie.
Fot. Roman Husarski

Jeszcze przed wybuchem rewolucji i przewrotem wojskowym, Mali miało opinię kraju niestabilnego. Zdarzały się porwania. Tuaregowie podnosili powstania regularnie od momentu, w którym Mali uzyskała niepodległość. Obszar konfliktu (Azawad) to północna część kraju, ta pustynna i słabo zaludniona. Zasadniczo przestrzega się przed podróżowaniem w tym regionie. Na trasie Douentza – Timbuktu i Konna – Gao byliśmy wyjątkowo czujni, łapaliśmy np. z herbaciarni z pomocą lokalnych ludzi, niemalże z centrum miasta, unikaliśmy szwendania się po pustkowiu. Południe Mali jest raczej bezpieczne. My zdecydowaliśmy się na podróż autostopem do Timbuktu, ale nie dalej. Wszyscy poznani przez nas Malijczycy odradzali podróż do Kidalu i na północ od Timbuktu. Raczej nikt nie chciałby być porwanym, prawda? No, chyba że ktoś zamierza zapuścić brodę, nawrócić się na islam i wieść proste życie na pustyni… 

Po drodze zdarzają się porzucone samochody. Rozebrane z wszystkiego, co wartościowe, rdzewieją sobie na pustyni.
Fot. Roman Husarski
Zdarzy się i porzucony czołg.
Fot. Roman Husarski

Podróż autostopem w południowej części kraju jest stosunkowo przyjemna. Mieszkańcy Mali byli dla nas wyjątkowo życzliwi. Autostop nas wiele razy zaskoczył. Nie zapomnę, jak jechaliśmy z pewnym człowiekiem, wykształconym na Białorusi, który rzucając ruskie przekleństwa na lewo i prawo, załatwił nam jednym telefonem nocleg w mieście, do którego zmierzaliśmy. Podstawą jest jednak nie rosyjski, a francuski (łapać stopa – faire l’autostop), ale i po angielsku możemy porozmawiać w bardziej turystycznych miejscach. Zasadniczo po zadeklarowaniu kierowcy, że jedziemy stopem, nie powinno być nieprzyjemnych niespodzianek. Niestety im bardziej na północ, tym rzadziej coś jeździ i zaczynają pojawiać się pytania o pieniądze.

Peace, liberty and Osama Bin Laden.
Fot. Roman Husarski

O tym, że autostop jest dobrze zrozumiały, świadczy historia pewnego Belga, którego poznaliśmy z Łukaszem w Wagadugu, w Burkina Faso. Na pewnej stacji benzynowej w Mali, pewien człowiek zapytał go, czy może z nim jechać na południe. Belg nie widział problemu, jednakże po przejechaniu 100km zapytał mężczyzny czy nie ma dość. Malijczyk jechał uczepiony drabinki przytwierdzonej do jeepa! Tamten zaprzeczył i w sumie przejechał w ten sposób z Belgiem ponoć aż 400 km. 

Z transportem ciężko, każdy łapie się czego może.
Fot. Roman Husarski

Wszędzie dobrą opcją są tiry, a w Mali jeździ ich całkiem sporo. Warto jednak zwrócić uwagę, że czasem pełnią funkcję autobusu – jak tysiąc osób jedzie na tirze to z pewnością i nas kierowca zapyta o zapłatę. W kokpicie też nie liczmy na luksusy (i w ogóle w Mali), zdarzało się jechać w siedem osób. Za to często gra dobra muzyka.

Tirobus
Fot. Roman Husarski

Większym problemem są drogi. Wspomniany już Belg, stwierdził, że w Zachodniej Afryce nie ma gorszych dróg niż w Gwinei i Mali. Prawda jest taka, że niektóre odcinki są niezłe, ale zdarzają się koszmarki – na północ od Bamako przez pewien czas jedzie się przez rowy i piach, z kolei droga z Konna do Douentzy przypomina prawdziwy szwajcarski ser (120 km tirem w ponad 6 godzin).

Jedziemy w sześciu ale hit me with the music and i feel no pain!
Fot. Roman Husarski

Kraj teoretycznie jest wciąż w stanie wojny (Narodowego Ruchu Wyzwolenia Azawadu zakończył zawieszenie broni 29 listopada 2013, a islamiści jak walczyli, tak walczą). Francuzi dalej nie wycofali swoich wojsk. Stąd też kraj jest podzielony siecią checkpointów. Są one świetną bazą do łapania stopa. Czasami trzeba się wylegitymować, ale nigdy większych problemów w takim punkcie nie mieliśmy. Wojskowi nieraz nawet sami pomagają w łapaniu. Zatrzymując się w mieście lub na stacji benzynowej również można poprosić o podwiezienie do checkpointu.

Gliniane meczety w Mali wyglądają jak ze snu.
Fot. Roman Husarski

W związku z napiętą sytuacją w Mali czasem widzi się przejeżdżające jeepy NGO, ONZ, Czerwonego Krzyża itp. Nie próbujcie ich łapć. Organizacje pozarządowe mają zakaz zatrzymywania się bez powodu i brania do samochodu nieznajomych. Tym bardziejtrasport wojskowy…

Zapraszamy, ale bez broni.
Fot. Roman Husarski

Jeżdżąc autostopem po Mali, uzbrojcie się w czas. Na niektórych trasach ciężko zatrzymać coś poza tiro-busem. Nam z Sevare do Timbuktu stop zajął trzy dni. Plusem jest wszechobecna herbata. Umila czas czy to na checkpoincie, czy przy wioskowej chacie. Te chwile sprawiają, że pomimo wielu trudów autostop w Mali przebiega bardzo przyjemnie. Moim marzeniem jest powrót Festival au Désert. Chciałbym, by karabiny zostały zamienione na gitary. By spokój wrócił na pustynię. Bo Mali jest krajem, który zdecydowanie warto odwiedzić.

Podsumowanie
(bazowa ocena to 3, od której dodaję i odejmuję punkty)

-1 – niestabilne regiony, ryzyko porwania
-1 – brak pojazdów
-1 – długi okres oczekiwania
-1 – drogi poniszczone, czasami nie ma ich wcale
-0,5 – słabo z angielskim, francuski obowiązkowo
-0,5 – kiepsko z transportem, kilkugodzinny postój to norma

+1 – idea autostopu zrozumiała
+1 – życzliwi ludzie
+1 – checkpointy ułatwiają poruszanie się stopem
+0,5 – w oczekiwaniu często czasu umila herbata
+0,5 – miasta są raczej łatwe w nawigacji

Ostateczna ocena: 2

Czasem nie ma wyboru i jedziemy czym się da!
Fot. Roman Husarski

Leave a Reply