...O PODRÓŻOWANIU... WYWIAD

Na motorze dookoła Afryki. Wywiad ze Stevenem Hofmannem

Stevena po raz pierwszy spotkałem w Wagadugu, stolicy Burkina Faso, w lutym 2014 roku. Młody Niemiec (rocznik 1989) zrobił na mnie wrażenie swoim optymizmem i opanowaniem. Na swoim wymalowanym w panafrykańskie kolory motorze zamierzał przejechać całą Afrykę. Nie wiem czemu, ale byłem przekonany, że mu się uda. Był wtedy razem z dwoma innymi podróżnikami. Ze stale uśmiechniętym Grekiem Stergiosem i z Liameme z UK, który wyglądał jakby wyrwał się z Mad Maxa. Ze względu na bezpieczeństwo zamierzali połączyć swoje siły (motory) i wspólnie przejechać Nigerię. Żegnając się z Stevenem zaprosiłem go by wpadł do mnie w drodze powrotnej. Przyjechał 20 lipca 2015 roku. Wracał przez Półwysep Arabski, Iran i Turcję. Mój dom był jego ostatnim przystankiem przed powrotem do Niemiec.

Fot. Roman Husarski
Jeszcze w Afryce
Fot. Roman Husarski

 

Ponad 5800 km za tobą, 60 krajów i w sumie 2,5 roku podróży. Jak przygotowywałeś się przed wyruszeniem do Afryki?

Zanim pojechałem do Afryki, przez wiele miesięcy podróżowałem na motorze po Azji. To był najlepszy trening. Oczywiście sprawdziłem wszystkie informacje na temat wiz.

Miałeś jakiś przewodnik?

Nie, najlepszym źródłem informacji okazali się inni podróżnicy i lokalni ludzie. Najważniejsze były wizy, ponieważ prawo ciągle się zmienia.

Zdarzyły ci się jakieś większe uszkodzenia motoru po drodze?

Psuł się wiele razy, ale zawsze udało mi się wszystko przywrócić do pionu. W Kongu wielokrotnie lądowałem w błocie i piachu. Na szczęście nic poważnego nigdy się nie stało.

Który z krajów afrykańskich zapadł ci na tyle w głowie, że chciałbyś do niego wrócić?

Niejeden. Z pewnością wróciłbym do RPA, ponieważ chciałbym odwiedzić przyjaciół. Zawsze cieszę się, gdy mogę odwiedzić dobrych znajomych. Zdecydowanie wróciłbym też do Kongo. Chciałbym spędzić tam więcej czasu, ponieważ to czyste szaleństwo (śmiech). To zupełnie niezbadany pomijany przez turystów kraj.

A gdzie ludzie byli najbardziej gościnni?

W Gwinei. Zawsze spokojni, chętnie rozmawiający z tobą, częstujący kawą. Dodam, bardzo dobrą kawą. Nie zapomnę starszego człowieka, który przyszedł mówiąc „dziękuję za odwiedzenie mojej wioski, dziękuję”. To małe gesty, ale absolutnie nie do zapomnienia.

A najgorsze warunki? W którym kraju ludzie żyją najbiedniej?

W Mali i w Burkina Faso. Oba kraje dominuje ciężki pustynny klimat. Dodatkowo Mali jest zniszczone wojną. Chyba najbiedniejszych, często głodnych ludzi, widziałem w Burkina Faso.

Fot. Roman Husarski
Steven umieścił na swoim pojeździe wlepki z flagami państw Afryki, w których był. Zapytałem się go skąd zatem flaga Grecji na motorze. Ze śmiechem odpowiedział, że wraz ze Stergiosem uznali Grecję za najbardziej rozwinięty afrykański kraj.
Fot. Roman Husarski

Jak się spotkaliśmy, podróżowałeś z dwójką motocyklistów. Teraz wracasz sam. Jak potoczyły się ich losy?

Z reguły podróżuję sam. Rozpocząłem podróż sam i sam ją skończyłem. Wtedy zjednoczyliśmy siły. Liam nie miał jednak szczęścia. Najpierw ambasada Beninu ukradła mu jego paszport (sic!). Musiał czekać trzy miesiące na nowy. Miał otrzymać rekompensatę za straty, ale po raz kolejny go oszukano. Najgorsze było dopiero później. Jego motor utonął podczas przeprawy w Kongu… Może ta podróż nie była mu pisana? Jego motor ciągle się psuł.

A Grek? On jechał dookoła Afryki vespą!

I o dziwo wszystko mu wychodziło! Z Stergiosem podróżowałem 6 miesięcy. W Lumbashi zatrzymaliśmy się w Greckiej diasporze*. Tam Stergios poznał dziewczynę, która akurat robiła badania na temat Greków w Kongu. Plany mu się pozmieniały. Teraz razem podróżują po Ameryce Południowej.

Gdy swego czasu zapytałem Cię na Facebooku o Nigerię, odpisałeś, że zostaliście zaatakowani. Co się dokładnie stało?

Sam do końca tego nie rozumiem. Podróżowaliśmy na południowy wschód od Abudży w stronę Kamerunu. Zatrzymaliśmy się w małym miasteczku przy hoteliku. Gospodarz, który nam otworzył był bardzo nerwowy. Od razu mówił „Wchodźcie, wchodźcie!”. Wydało nam się, że to jakiś trik i chcieliśmy ustalić cenę najpierw. Błyskawicznie przystał na naszą propozycję. Weszliśmy do środka, a on zaryglował bramę. Poszliśmy się odświeżyć, wziąć prysznic, gdy nagle do hotelu wpadła cała grupa uzbrojonych po zęby komandosów, która rozbiegła się po całym terenie. Próbowałem porozmawiać z kimś, kto wyglądał na ich dowódcę, niestety nic nie dało się zrozumieć z tego, co mówił. Po chwili znalazł się ktoś z lepszym angielskim. Zapytałem go o to, co się dzieje. – Na zewnątrz jest tłum, który chce was zabić – Że co? Dlaczego? O co chodzi? – byliśmy wstrząśnięci. Oficjalne wytłumaczenie było takie, że tłum myślał, że jesteśmy Boko Haram. Faktycznie tuż przed naszym przyjazdem, w szeregach tej grupy terrorystycznej pojawił się ktoś biały…

Z tego, co wiem Boko Haram działa bardziej na północy kraju.

No właśnie, myślałem na ten temat długo. Dochodzę do wniosku, że tłum po prostu potrzebował jakiegoś wytłumaczenia, by nas zwyczajnie okraść. W końcu można zabijać Boko Haram. Zarządca hotelu wiedział co się dzieje od początku. Szybko zadzwonił po policję. Uratował nam życie.

Czy tylko w Nigerii było tak niebezpiecznie?

Tylko w Nigerii i w dodatku nie wszędzie. Na wschodzie ludzie byli wspaniali. Witali nas tańcami i jedzeniem. Chcieli robić sobie z nami zdjęcia. Na wschodzie kraju tragedia. Bardzo agresywni, po prostu… żli ludzie. Zatrzymujesz się, a nagle pojawiają się znikąd. Rzucają kamieniami i krzyczą. Bez żadnego powodu. Na wschodzie kraju żyją inne plemiona, dlatego interakcje wyglądały inaczej.

 Rasizm w Afryce jest silny?

Nie powiedziałbym, że to rasizm. To czysta agresja i brak wykształcenia. Przedstawiciele innych społeczności też wskazywali nam, że w tym regionie Nigerii żyją po prostu wyjątkowo napastliwi ludzie. Afrykanie nie rozumieją zasadniczo pojęcia rasizmu. Rzadko ktoś nazwie cię rasistą, bo nie kupisz od niego towaru, ale zupełnie inaczej by się zachowywał, gdybyś jednak kupił. Raz nie chciano mnie obsłużyć w jednej restauracji Wagadugu, jednak prawdziwy problem rasowy widać jedynie w RPA. Z obu stron i z wiadomych przyczyn.

Korupcja w Afryce jest legendarna. Jak wygląda twoje doświadczenie? Jak reagowałeś?

Nigdy nie dałem nikomu łapówki. Ani razu. Nie częstowałem papierosem czy coś podobnego, co czasem zdarza się turystom. To przecież również inne oblicze korupcji. Oczywiście problem ten bardzo różni się w całej Afryce. Kongo było najgorsze. Państwo nie płaci policji, więc ci żyją z tego, co uda im się wyciągnąć od przejeżdżających. Zawsze staram się spokojnie odpowiadać, grzecznie odmawiać. Czasami zażartuję, pokaże, że moje buty są w gorszym stanie od jego, czasami zapytam o to, czy wie jaki wizerunek wystawia swojemu kraju? W 95% przypadkach to działa. Kilka razy puściły mi nerwy i po prostu się na nich darłem. Po niemiecku. Zostawiałem ich za sobą w kompletnym szoku.

Musiało być ciężko, w końcu w Afryce równikowej większość mężczyzn jest dość postawnej postury.

To była ostateczność, czasami nie dało się już inaczej. Oczywiście trzeba uważać, raz w Nigerii na posterunku wyszedł na mnie totalnie pijany strażnik z karabinem maszynowym w dłoni. „Dawaj papiery! Wszystkie”- darł się. Dałem mu więc wszystko, co ze sobą miałem, paszport, pamiętnik, mapy. Inni strażnik szybko przybiegł, przepraszając i mówiąc, że porucznik jest nie w humorze. „Jeżeli zacznie znowu iść w waszym kierunku to uciekajcie” – dodał. To był horror. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Ten człowiek miotał się po posterunku, po czym zaczął się niczym w transie bić się po klacie. Jak tylko otrzymaliśmy nasze papiery, to uciekaliśmy ile wlezie.

 A jak oceniasz działalność innych turystów. Neokolonializm ciągle żywy?

W sumie podczas całej podróży nie zadawałem się specjalnie z turystami. W Zachodniej Afryce praktycznie ich nie było. Ty i Łukasz byliście jedynymi backpackerami jakich tam spotkałem. Później unikałem turystycznych miejsc. W Kongo spotkałem pewnego człowieka, który świetnie wpisywałby się w „neokolonialne schematy”. Podstarzały Francuz. Ktokolwiek z miejscowych go o coś poprosił, ten zaraz to otrzymywał. Uwielbiał rozrzucać pieniądze i patrzyć jak ludzie wokół nich tańcują. Kiedy go zapytałem, dlaczego to robi, i że kolejni podróżnicy mogą mieć przez niego problemy to powiedział śmiejąc się „że to jego kolonialna odpowiedzialność”.

 Dużo mówi się teraz o radykalizacji islamu. Jak widzisz ten problem w Afryce po twojej podróży?

Generalnie rośnie napięcie pomiędzy muzułmanami i chrześcijanami. Obie religie rosną też w siłę, niestety często się radykalizują. Pamiętam jak pewna kobieta, słysząc, że jestem z Niemiec powiedziała „Dzięki Bogu! Cieszę się, że cię widzę, ponieważ Niemcy zabroniły wyznawania islamu”. Była bardzo rozczarowana, gdy zdementowałem tę plotkę.

A idee panafrykanizmu wciąż są jeszcze żywe?

Już nie. Czasami spotkasz jakichś rastamanów, którzy żyją tymi ideami, ale to raczej rzadkość. Widać za to plemienność i nacjonalizm. Wydaje mi się, że Afryka jest dużo bardziej podzielona niż kiedyś.

 Rozumiem jednak, że twój wymalowany motor, był pozytywnie odbierany.

To faktycznie był świetny przełamywacz lodów. Wielu ludzi lubi reggae i Marleya.

Po tak długim czasie wracasz do domu. Jakie to uczucie?

(cisza)

Musi być dziwnie.

Tak… Co prawda mama odwiedziła mnie w Kamerunie, ale i tak czuję, że będzie to wyzwanie. Za bardzo przywykłe do codziennego wsiadania na motor i jazdę przed siebie. Dla mnie to jest jak narkotyk. Będzie mi ciężko usiedzieć w domu. To kolejne wyzwanie, któremu spróbuję sprostać.

Fot. Roman Husarski

 

* Grecy obecni są w Kongu od czasów belgijskiej koloni.

1 myśl na temat “Na motorze dookoła Afryki. Wywiad ze Stevenem Hofmannem”

Leave a Reply