Korea Północna Korea Południowa

Koreańska Strefa Zdemilitaryzowana Północ-Południe

Jak wygląda codzienne życie studenta w Korei Południowej? Co warto zobaczyć w azjatyckim metropolis? Czy w dobie Internetu można jeszcze przeżyć szok kulturowy?  Co czwartek serwuję moje wrażenia i przemyślenia z Seulu. Uwaga, kuchnia koreańska bywa pikantna!

J.S.A., 2000, reż. Park Chan-wook

Niech nikt się nie da nabrać. Koreańska strefa zdemilitaryzowana (DMZ) zdemilitaryzowana jest tylko z nazwy. Po obu stronach strefy znajduje się przestrzeń hiper zmilitaryzowana. Miałem okazję odwiedzić DMZ kilkakrotnie. Z obu stron granicy.

Demokracja zwycięży

Fot. Roman Husarski

Pierwszy raz odwiedziłem DMZ od strony Południa w 2012 roku. Miejsce, które Bill Clinton określił jako: „najstraszniejsze na ziemi”, jest jednym z najczęściej odwiedzanych w Korei. Moja wizyta niepozbawiona była presji narzuconej przez przewodnika i pilnujących wszystkiego żołnierzy. Kilka minutek na stanowisku, komentarz i idziemy dalej. W samej strefie robienie zdjęć było mocno ograniczone. Z pewnością wojskowa atmosfera i ciągłe ostrzeżenia o ryzyku „komunistycznej prowokacji” podwyższały adrenalinę.

Z punktu widokowego w pobliżu słynnego Panmunjom widać potiomkinowską wioskę Kijeongdong (기정동). Jest to bodajże jedyne miejsce w KRLD, może poza pałacami Kimów, gdzie stale dostarczany jest prąd. Według południowokoreańskiego wywiadu nikt w niej nie mieszka. Zaledwie mile dalej stoi Daeseong-dong, wioska Korei Południowej (w pewien sposób również potiomkinowska, bo zasilana dotaktowymi funduszami od dekad). W latach 80. pomiędzy oboma stronami rozegrała się wojna na… flagi. Republika Korei postawiła prawie 100 metrowy maszt flagowy, na co KRLD odpowiedziało masztem flagowym o 60 metrów większym (sic!) – obecnie czwartym co do wielkości na świecie. Teraz ci na południu obracają wszystko w żart i mówią, że komuniści mają manię wielkości.

Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski

Dobrze zapamiętałem zwiedzanie tunelu, jednego z czterech odkrytych, potencjalnych tuneli inwazyjnych. Od czasu zimnej wojny, budowanie tuneli to swego rodzaju północnokoreańska specjalność i czytelnik mógłby być zdumiony, w ilu miejscach na świecie można znaleźć tunele „made by Pyongyang”. Żołnierz-przewodnik poinformował nas, że podejrzewają istnienie jeszcze 20 podobnych tuneli w Korei Południowej, które wciąż czekają na odkrycie. Brzmi groźnie i zapewne o to chodzi.

Dobrze pamiętam przewodnika naszej wycieczki. Co chwila podkreślał, jaka to Korea Południowa jest najlepsza w tym i w tamtym – z czego najbardziej kuriozalny był tekst o najzdrowszym na świecie koreańskim żeń-szeniu, który ma być znacznie zdrowszy od żeń-szenia japońskiego i chińskiego. Zgadnijcie, co usłyszałem po Północnej stronie. Tak, ta sama śpiewka zakończona wizytą w sklepie, gdzie szczególnie wychwalano… północnokoreański żeń-szeń.

Dżucze zwycięży

Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski

Największym kontrastem pomiędzy oboma granicami, jest brak zwiedzających w Korei Północnej. Z Pjongjangu jedzie się do Panmunjom pustą drogą. Byliśmy jedyną grupą turystów o tej porze zwiedzającą DMZ. Oczywiście wszystko jest przygotowane dla obcokrajowców, bo zwykli obywatele nie mają tu wstępu.

Najpierw odwiedziliśmy sklepik. Ceny w dolarach i euro. Towary od lalek po propagandowe pocztówki i literaturę (poziom prania mózgu: level hard) wymierzoną w amerykański imperializm. Jak wspominałem, niemało tu tradycyjunej medycyny koreańskiej. Gdy niektórzy członkowie z grupy robili zakupy, nasza przewodnik (Brytyjka) pokazywała nowego iPhona obecnym na miejscu żołnierzom budząc ich z letargu. Jak poinformowała mnie, co wycieczkę spotyka tych samych ludzi. Nic dziwnego biorąc pod uwagę, że służba wojskowa trwa w KRLD 10 lat.

Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski

Kolejny kontrast to brak świątyń oraz pomników wszelkiej maści. Po południowej stronie jest ich mnóstwo, eksperymentalnych i religijnych. Wszystkie krzyczą o pokój. Na Północy jedynie kilka smutnych plakatów propagandowych. Po zakupach czekała nas mała wizyta w „Muzeum Pokoju” gdzie usłyszeliśmy północnokoreańską wersję wydarzeń. Zwróciłem uwagę na ciekawy fotomontaż w muzeum, gdzie kobieca twarz amerykańskiej żołnierz została sklonowana. Czy Północ chciała w ten sposób osiągnąć, ciężko powiedzieć. W końcu koreańskie kobiety, również brały udział w działaniach wojennych.

Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski
Ten Pan od lat obsługuje setki wycieczek do DMZ i znajdziecie go na wielu zdjęciach w sieci.
Fot. Roman Husarski

Trzecie podejście 

Będąc znowu w Korei Południowej, postanowiłem ponownie odwiedzić granicę. Tym razem zamiast do turystycznego Panmunjom wybrałem się do Taepung (태풍전망대). Nazwę punkt odziedziczył od oddziału „Tajfun”, który kontrolował to wzgórze. Miejsce znajduje się  wzniesieniu Suribong i daje doskonały widok na DMZ. Bazy, zarówno KRLD, jak i Republiki Koreańskiej widać jak na dłoni. Topografia zapiera dech w piersi.

Samej strefy sfotografować nie mogłem, ale po drugiej stronie przyroda również powala. Fot. Roman Husarski
Samej strefy zdemilitaryzowanej sfotografować nie mogłem, ale za plecami miałem niemniej ciekawą przyrodę Korei Południowej.
Fot. Roman Husarski

Na szczycie byłoby cicho, gdyby nie dochodząca z oddali propaganda Korei Północnej. W takim miejscu dźwięki opery robią przedziwne wrażenie. Obserwując przez lunetę stanowiska KRLD, miałem szczęście zauważyć kilku żołnierzy, którzy wyszli z bazy. Sprawiali wyjątkowo marne wrażenie – a może tylko tak mi się wydawało? Z pewnością jeden z nich chodził o kulach.

Na stanowisku zwraca uwagę piękna buddyjska dzwonnica i pomnik Matki Bożej oraz prawdę mówiąc, raczej nie do końca udane memoriały wojenne. Nic nie poradzę, że przypominają mi plastikowe zabawki z piaskownicy.

Szczerze polecam osobom zastanawiającym się nad odwiedzeniem DMZ punkt widokowy Taepung. Nikt was nie będzie poganiał, a atmosfera skłania do refleksji. Ja pojechałem tam ze znajomymi samochodem, ale można też dotrzeć do Taepung transportem publicznym. Z Yeonchon należy wziąć autobus do Hoengsan-ri, a potem pozostaje nam 30-minutowy trekking.

Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski

Fot. Roman Husarski

Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski
Fot. Roman Husarski

Leave a Reply