Korea Północna

Korea Północna – lewicowa czy prawicowa?

Nie widziałem wielu przesłanek by ZSRR postępowało w kierunku czegoś, co można by nazwać socjalizmem. Przeciwnie, uderzyły mnie wyraźne oznaki przemiany systemu w hierarchiczne społeczeństwo, w którym rządzący nie mają żadnego powodu by oddawać raz zdobytą władzę.

Orwell, wstęp do Folwarku Zwierzęcego

 

Północnokoreański plakat propagandowy na cześć Kim Dzong Ila. Napis głosi: „Nasz generał jest najlepszy!”.

W powszechnym odbiorze Korea Północna postrzegana jest jako kraj komunistyczny i najgorszy przejaw lewicowej ideologii. W ostatnich latach kilku badaczy (B.R. Myers, Joshua Stanton) zaproponowało zgoła odmieniane odczytanie reżimu jako kraju faszystowskiego. Debaty nad charakterem różnych totalitaryzmów rozgrzewają opinię publiczną regularnie. Dość wspomnieć o opublikowanym ostatnio w Dorzeczy artykule Hitler był lewakiem Piotra Zychowicza. Być może właśnie największym problemem w dokonywaniu tego typu refleksji jest wojna ideologiczna i chęć przypisania drugiej stronie politycznego spektrum odpowiedzialności za najbardziej zbrodnicze reżimy w historii. Działaniom tym przyświeca prosta leninowska maksyma „kto? kogo?”. Próbując jednak nie popaść w ramy światopoglądowej wojenki, chciałbym przyjrzeć się polityce KRLD. Czy więcej w niej  elementów należących do spektrum lewicy, czy prawicy?

Kim Ir Sen – marksistowski nacjonalista 

By uchwycić pełną paradoksów politykę Kimów, należy zrozumieć fundamenty ideologiczne tego reżimu. Marksizm w pierwszej połowie XX wieku, dla wielu Azjatów był niczym innym, jak narzędziem do uzyskania niepodległości. ZSRR promując antykolonialną narrację, wzbudzał nadzieję na wyzwolenie spod rąk zagranicznych okupantów. Komunizm był odpowiedzią nie tylko na europejski kolonializm, ale również na imperialne zapędy Japonii, która na początku XX wieku agresywnie poszerzała swoje wpływy i ziemie. Czerwona ideologia wydawała się dla wielu działaczy najlepszą, niezależną drogą. Ponadto obiecywała utopijną przyszłość – ostatecznie nadzieja to potężna broń.

Kim Ir Sen, syn koreańskiego prezbiteriańskiego nacjonalisty, swoje zaangażowanie ideowe traktował, w kategoriach narodowowyzwoleńczych – przebudzenie koreańskiego chłopstwa miało mieć charakter narodowy. Burżuazja została utożsamiona z Japończykami, a później ze wszystkimi obcymi. Partyzancka działalność Kima nie miała wiele wspólnego z wojną klas i nawet ortodoksyjni marksiści mieli problem ze wpasowaniem wydarzeń w Korei w ramy swojej doktryny. Gdy Kim z pomocą Sowietów doszedł do władzy, zaczął zabiegać o jak najszybsze poparcie ze strony Pekinu i Moskwy do zbrojnego zjednoczenia Półwyspu – w końcu o pełnej wolności narodu nie było jeszcze mowy. Paradoksalnie przegrana w wojnie koreańskie tylko wzmocniła północnokoreańską obsesję zbrojeniową. Z punktu widzenia koreańskiej propagandy amerykańska obecność w Korei jest „skażeniem” świętej ziemi. Kim Ir Sen do końca życia wierzył w zjednoczenie. Jako polityk uzyskał stosunkowo dużą niezależność zarówno od Moskwy, jak i od Pekinu, pobierając przy tym od obu mocarstw ogromne wsparcie. Wymagało to od niego przebiegłej gry.

Komunistyczny czy szowinistyczny?

Pjongjang przez lata wykazywał się niezwykłą przebiegłością. Podczas gdy w latach 70. na świat zewnętrzny wysyłano komunikaty o uniwersalnej i humanistycznej doktrynie dżucze, wewnątrz kraju dominował dyskurs niemający wiele wspólnego z internacjonalizmem. Północnokoreańska propaganda do dziś milczy lub marginalizuje znaczenie sowieckiej i chińskiej pomoc w historii kraju. Tak więc według propagandy Kim Ir Sen samodzielnie zdobył władzę, sam też wygrał wojnę koreańską i osobiście stworzył Koreańczykom, ludowi wybranemu, raj na ziemi. B.R. Myers zwraca uwagę, że naród w KRLD (zresztą często również i na Południu) pojmowany jest w kategoriach biologicznych. Koreańskie słowo minjok (민족) oznacza zarówno naród, jak i rasę.

Myers ma z pewnością rację, że północnokoreańskiego języka propagandowego z pewnością nie powstydziliby się faszyści. Nie brak w niej pojęć odnoszących się do czystości (sunsu hada, 순수하다) i szlachetności (gogyeol hada 고결하다) rasy. Dehumanizacja „wrogów narodu” to inny z jej jaskrawych elementów. „Nie-koreańczycy” nie mają głów (mori, 머리), tylko zwierzęce łby (daegari, 대가리). Na placu boju wrogów się nie zabija tylko „zarzyna”. Ludzi Zachodu (przede wszystkim Amerykanów, ale nie tylko) pokazuje się jako prymitywnych i nie potrafiących panować nad negatywnymi emocjami ludzi. W klasycznym propagandowym filmie Wyspa Wolmi (월미도, 1982, r. Cho Gyong Sun) amerykański żołnierz ma przypisane wszystkie przywary odbierające mu człowieczeństwo w oczach Koreańczyków: gęsty zarost, niechlujny ubiór, na przemian okazuje strach i złość. Włoski komunista, który miał wcielić się w tę rolę, zapewne nie był świadomy ogólnego przekazu. Czasami obcy pokazywany jest jako osoba skrajnie naiwna, ale też podziwiająca KRLD. W filmie Nasz aromat (우리의 향기, 2003, r. Jon Jog Pal ) dumny Koreańczyk prezentuje grupce turystów historię kimchi i przyrównuje koreańskie danie z kapusty do złota. „Teraz rozumiemy, dlaczego tak cenicie swoją narodową/rasową wyższość” komentuje zdumiony obcokrajowiec.

Rasistowski przekaz wyłaniający się z północnokoreańskiej propagandy objawiał się na różnych płaszczyznach. W 1962 roku władze północnokoreańskie wyrzuciły z kraju praktycznie wszystkich obcokrajowców – o tragiczności tych wydarzeń świadczy choćby przykład słynnej profesor polskiej koreanistyki Haliny Ogarek-Czoj, która zmuszona została do rozstania się ze swoim koreańskim mężem. W KRLD odnotowywano ataki na ambasadorów i przymusowe aborcje dzieci z mieszanych małżeństw. Warto dodać, że Otto Warmbier, amerykański nastolatek skazany w zeszłym roku na 15 lat więzienia za kradzież plakatu propagandowego i tragicznie zmarły (zamordowany?) w KRLD mógł nie znać dobrze kontekstów kulturowych kraju, który odwiedzał. Jego płacz na procesie, który w zachodnich odbiorach wzbudzał współczucie, przez Koreańczyków odbierany był jako utrata twarzy i dowód na popełnioną zbrodnię. Całe wydarzenie oczywiście dokładnie wykorzystała propaganda.

KRLD kieruje się polityką „po pierwsze armia!”. Podczas klęski głodu w Korei (1994-99) państwo przede wszystkim starało się zapewnić wyżywienie siłom zbrojnym. Do dziś najlepsza ścieżka kariery wiedzie właśnie przez wojskowe koszary. Rząd utrzymuje kraj w ciągłej militaryzacji, a najmniejsze dzieci karmi się historiami o północnokoreańskich „żołnierzach wyklętych”, samotnie walczących w górach z japońskim najeźdźcą. Pomimo że kult partyzantów i wodza, jako idealnego reprezentanta rasy, gigantyczne parady wojskowe w duchu „triumfu woli” i rasistowska retoryka KRLD przypominają w bardziej faszyzm niż komunizm, kraj ten nie ma zapędów imperialistycznych. Nie istnieje plan zaprowadzenie światowego kimirsenizmu. Może być jednak groźny, ponieważ celem reżimu nie jest wyłącznie przetrwanie, ale również wyzwolenie Korei Południowej.

Gdzie się podział komunizm? 

„Widziałem dokładnie jedno zdjęcie Marksa i Lenina podczas całego mojego pobytu, ale minęło dużo czasu, odkąd ideologia miała z nimi coś wspólnego” – pisał Christopher Hitchens w 2001 roku. Słynny, brytyjski dziennikarz zapewne miał na myśli parę portretów Lenina i Marksa z Placu Kim Ir Sena w Pjongjangu. Ostatecznie zostały usunięte w 2011 roku po dojściu do władzy Kim Dzong-una na zawsze zamykając okres związków kraju ze światem zewnętrznym. Dziś książki Marksa są w Korei niedostępne na równi z Orwellem.

Choć Koreańczycy nie nazywają się już komunistami, nadużyciem byłoby uważać, że kraj ten całkiem odciął się od czerwonej ideologii. Antyimperialistyczna zimnowojenna retoryka wypełnia politykę kraju. Gospodarka wciąż jest w dużej mierze sterowana centralnie. W zupełnie stalinowski sposób państwo stawia sobie za cele wychowania mieszkańców, dając im darmowe szpitale i szkoły, ale w zamian oczekując absolutnego posłuszeństwa. Gnozę polityczną reżimu najlepiej podsumowuje hasło jej własnej partii: „Zupełność i bezwarunkowość”.

Media prowadzone są w czysto totalitarny sposób. Estetyka socrealistyczna równie ma się dobrze. Nacisk na egalitaryzm jest wciąż jednym z fundamentów północnokoreańskiej propagandy, a Koreańczycy zwracają się do siebie per towarzyszu. To jednak kolejna fasada, ponieważ w rzeczywistości północnokoreańskie społeczeństwo jest sztywnie zhierarchizowane. Okazuje się, że w użyciu są dwa słowa na „towarzyszu” (dongji, 동지) i dongmu 동무), z których to pierwsze określa, kto jest w grupie ważniejszy. Ot i hierarchia gotowa. Zresztą w 1957 roku rząd potajemnie podzielił cały naród na klasy (songbun, 성분) i to w najmniej marksistowski sposób, czyli  ze względu na więzy krwi. Kolejny rozdział pomiędzy teorią a praktyką widać w kwestii stosunku państwa do kobiet.

Północnokoreańskie ying i yang

Dla zachodnich dziennikarzy sympatyzujących z marksizmem takich jak Hitchens KRLD brzmi jak bluźnierstwo. Należy jednak zaznaczyć, że nie było kraju, w którym komunistyczny projekt zrealizował się w pełni. KRLD to nawet nie „upadla stalinowska utopia” jak argumentował Andrei Lankov „, ale utopia w pełni koreańska. Koreańczycy, podobnie przecież, jak komuniści w Kolumbii, Wietnamie czy Burkina Faso, zaadoptowali i twórczo zmieniali marksistowską ideologię. Gdy sytuacja geopolityczna uległa zmianie i zabrakło ZSRR, Korea Północna przyspieszyła proces nacjonalizacji i niezależności m.in. rozwijając przemysł nuklearny. KRLD dziś już nie chce pamiętać o swoich korzeniach. Nie musi.

Jak wskazywałem, militaryzacja społeczeństwa i etnonacjoanlistyczna polityka skłaniają wielu dziennikarzy i badaczy do opisywania KRLD jako państwa skrajnie prawicowego (far right). Jeżeli stworzymy skalę, na której po jednej stornie znajdzie się szaleństwo absolutnego chaos (ryzyko przypisywane zwyczajowo polityce lewicowej), a po drugiej szaleństwo absolutnego porządku (ryzyko przypisywane zwyczajowo polityce prawicowej) nie trudno będzie umiejscowić Koreę Północną. Dziś kraj ten coraz rzadziej znajduje poparcie u zachodnich marksistów, cieszy się za to popularnością w kręgach neonazistowskich i alt right. Jest jednak pewien problem z przenoszeniem zachodnich koncepcji na grunt azjatycki, a skomplikowana rzeczywistość Korei nie pozwala na proste uogólnienia. Korea jest państwem totalitarnym. I może to powinno być argumentem rozstrzygającym, ponieważ polityka totalitarna zaciera różnice pomiędzy kategoriami lewicy i prawicy. Jak mówi francuskie powiedzenie: les extrêmes se touchent!

 

Leave a Reply