Havelock to największe, po Port Blair, miasto archipelagu i turystyczna mekka Andamanów. W grudniu 2018 roku Havelock Island zmieniło nazwę na Saraj Island, na cześć indyjskiego bojownika niepodległościowego. My Havelock-Saraj Island odwiedziliśmy w grudniu 2019 roku i dopiero po powrocie do domu doczytaliśmy o zmianach. Mieszkańcy wysp, przynajmniej w kontaktach z turystami, posługują się wyłącznie starą nazwą, na część, jakżeby inaczej, brytyjskiego oficera i etnografa.
Na Havelock Island dostać można się wyłącznie w jeden sposób – drogą morską. Do wyboru są prywatni przewoźnicy lub transport publiczny. My zdecydowaliśmy się na lokalny prom. Bilety kupiliśmy bez większych problemów, ponieważ trasa Port Blair – Havelock jest bardzo popularna.
Rejs z Port Blair do Havelock trwał ponad 4 godziny. Nasz prom okazał się dużym statkiem transportowy z wydzieloną przestrzenią pod pokładem dla podróżujących. Podczas naszego pobytu na oceanie szalał cyklon, więc gdy tylko wypłynęliśmy na otwarte wody, statek zaczął niemiłosiernie bujać. Wszystko było dobrze do momentu, w którym leżało się na koi. Niestety spacer do toalety był dużym błędem…
W broszurkach znajdziecie informacje, że wyspa stawia na ekoturystykę. Ciężko stwierdzić, co to dokładnie oznacza, bo nie wyróżnia się niczym specjalnym, a śmieci walają się w przydrożnych rowach oraz na mniej uczęszczanych plażach tak samo, jak w “nie-ekoturystycznych” miejscach. W niektórych restauracjach zrezygnowano z jednorazowych słomek czy proponowano darmowe napełnienie butelki z wodą, ale należą one do mniejszości.
Pomimo tego Havelock naprawdę warto zobaczyć i spędzić tam kilka pełnych relaksu dni. Baza noclegowa jest zróżnicowana, a miejscowe restauracja i knajpki mają sporo do zaoferowania – od włoskiej pizzy po indyjskie thali. No i plaże. Na Havelock jeździ się dla plaż. Piaszczystych, z turkusową wodą oraz palmami. Czego chcieć więcej? Plaża numer 7, zwana również Radha Nagar, w 2004 roku została uznana za najładniejszą plażę w Azji według magazynu Time. Z kolei plaża nr 3 (Elephant Beach) słynie z rafy koralowej oraz słoni, które zostały sprowadzone z Birmy i stanowią dodatkową atrakcję luksusowego hotelu. Jesteśmy z Romkiem przeciwnikami wykorzystywania słoni w celach turystycznych, ale widok tych zwierząt przechadzających się po plaży z pewnością stanowi niemałą frajdę. Niestety nie udało nam się dotrzeć na plażę z powodu błota po kolana. Monsun kończy się we wrześniu, ale jego efekty utrzymują się przez pewien czas. My byliśmy na przełomie grudnia i listopada. To początek sezonu, więc nie ma jeszcze wielu turystów, a ceny są umiarkowane. Są jednak pewna minusy jak kapryśna pogoda czy właśnie ceny nie są jeszcze tak wysokie, ale są też pewne minusy jak kapryśna pogoda czy zamknięte szlaki. Z tego powodu, zrezygnowaliśmy również z wycieczki do dżungli z przewodnikiem.
Zatrzymaliśmy się w niewielkim ośrodku, z dala od turystycznego zgiełku. Z czystym sumieniem możemy polecić The Flying Elephant, choć w tym wypadku będziecie musieli wypożyczyć skuter – odległość od centrum jest zdecydowanie zbyt wielka na piesze wycieczki. Jednak i tak warto go wynająć, aby pojeździć po tutejszych plażach.
W Havelock znajduje się również niewielkie muzeum. Wystawę spokojnie obejrzycie w 30 – 45 minut. Poświęcona jest historii i różnorodności etnicznej Wysp Andamańskich i Nikobarów, choć dziś rdzenni mieszkańcy archipelagu stanowią zaledwie ułamek populacji. Przytłaczająca większość mieszkańców Andamanów to obecnie Hindusi z Bangladeszu, którzy przybyli na wyspy w celach zarobkowych, ale czasami na ulicy można spotkać kogoś o zdecydowanie innych rysach twarzy.
Podczas naszego pobytu zdarzył się głośny incydent, który obiegł czołówki gazet i wiadomości na całym świecie. Jedną z wysp archipelagu zamieszkuje plemię, które konsekwentnie odmawia kontaktu ze światem zewnętrznym – Sentinelczycy. Władze indyjskie zakazały prób nawiązywania z nimi kontaktu po tym, jak kilka ekspedycji naukowych zostało ostrzelanych z łuku. W grudniu 2019 amerykańskich misjonarz postanowił przedostać się na wyspę, co skończyło się dla niego tragicznie. Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej to zachęcam do przeczytania artykułu Romka “Granica Dobrej Nadziei”.