Nie wiadomo dokładnie, skąd wziął się pomysł na pingwiny w stolicy Południowego Jeolla. W każdym razie w Gwangju jest cała „pingwinia” dzielnica. Znajdziecie w niej atrakcyjne kawiarnie z dachami w stylu hanok, prywatne galerie sztuki, stare domy europejskich misjonarzy, patriotyczne graffiti, mnóstwo rupieci i jeszcze więcej ptaka-nielota. Przedziwna mieszanka.
Yanglim-dong, zwane dziś wioską pingwinów (펭귄마을), powstało w 1904 roku. Mieszkał tu prezbiteriański misjonarz Eugene Bell, które całe życie poświęcił Korei i do dziś jest wspominany. Oryginalna nazwa odnosi się do wierzb, które porastały ten teren. W 2013 roku pożar zniszczył kilka starych budynków. Na odratowanych, pustych ścianach zarządca dzielnicy zaczął wieszać różne obrazy. Mieszkańcom spodobała się inicjatywa. W dodatku w miejscu spalonych budynków otworzono publiczny ogródek. Wraz z rosnącym zainteresowaniem turystów, zaczął pojawiać się też motyw pingwina. Ponoć na cześć pewnego starszego pana z protezą, który wyjątkowo dużo czasu poświęcał na prace w ogrodzie. Ze względu na niezdarny sposób chodzenia nazywany był pieszczotliwie „staruszkiem-pingwinem” (펭귄 아재).
Zabudowa z lat 70. i 80., jak i ta sprzed stu lat, została przekształcona w przestrzeń dla artystów. Motywem przewodnim są oczywiście pingwiny, ale tak naprawdę tylko wyobraźnia ogranicza twórców. Sama wioska nie jest duża i spokojnie obejrzycie ją w dwie godziny (z obowiązkową przerwą na kawę w jednej z licznych kawiarni w samej wiosce lub w najbliższej okolicy). Zwiedzania można zakończyć w niewielkim Han Hee Won Art Museum, położonym w pięknym hanoku na końcu wioski. Yanglim-dong jest miejscem, w którym warto się zgubić. Dać się porwać jego surrealizmowi. Wioska pingwinów przypomina, że nie bez powodu Gwangju nazywane jest miastem sztuki.
Lokalizacja
O jaka fajna miejscówka! Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odwiedzić 🙂