Korea Południowa

Osu – miasto psów

Zapewne każdy pasjonat Korei słyszało o jindo (진돗개), czyli koreańskiej rasie psów. Koreańczycy są tak dumni z rezolutnego czworonoga, że trafił nawet na listę narodowych skarbów Korei z zaszczytnym numerem 53 – oznacza to m.in., że psa nie można wywozić poza granicę kraju. Jednak „skarb narodowy numer 53” nie jest jedynym rodzimym psem dla Półwyspu Koreańskiego. Koreańczycy wyróżniają aż sześć koreańskich ras, a nawet siedem, jeśli brać pod uwagę również Koreę Północną. Tak się złożyło, że domem jednej z nich jest Osu, niewielkie miasteczko, nieopodal Jeonju. Nieprzypadkowo, ponieważ według legendy w Osu wiele, wiele lat temu, żył pies, który poświęcił się, aby uratować życie swojemu właścicielowi…

Fot. A. Husarska

Legenda o wiernym psie z Osu

Dawno, dawno temu w Korei żył człowiek o imieniu Kim Kae In.

Kae In wiódł proste życie, w którym nie brakło chwil wielkiego smutku, przeplatanych przebłyskami drobnych radości. 

We wszystkich tych trudach towarzyszył mu wiernie jego pupil.

Pewnego dnia Kim Kae In zabawił się z przyjaciółmi, a w drodze powrotnej do domu, usnął znużony zbyt dużą ilością soju. 

W pobliżu jego drzemki wybuchł pożar, który szybko rozprzestrzenił się wśród suchych traw.

Pies próbował obudzić mężczyznę szczekaniem, ale bezskutecznie.

W końcu wskoczył do przepływającego nieopodal strumyka i … otrząsł całą wodę z futra przy Kimie.

Ugasił najbliższe, ogarnięte ogniem trawy.

Ponownie wskoczył do rzeki! I znowu, i znowu, i znowu…

Gdy nad ranem Kae In wybudził się, zobaczył osmolone ciało swojego wiernego kompana.

Pies uratował swojego pana, ale sam umarł z wycieńczenia.

Zrozpaczony mężczyzna pochował dzielnego czworonoga, a z laski, którą zaznaczył miejsce pochówku, wyrosło piękne drzewo.

na podstawie Bohanjip (보한집) napisanej przez Choi Ja w 1230 roku 

Imię właściciela psa, Kae-in (개인) nie jest przypadkowe, znaczy tyle, co „człowiek-pies”.

Osu, pomimo znanej legendy, nie jest popularnym miejscem, ale bardzo łatwo się tam dostać podmiejskim pociągiem (무궁화) z Jeonju. Podróż trwa niecałe 30 minut. Kasjer na dworcu chyba nie dowierzał, że chcemy jechać do Osu i dwukrotnie próbował nam sprzedać bilety do turystycznego Yeosu. Kupując bilety, bądźcie ostrożni!

Wewnątrz niewielkiego dworca w Osu można obejrzeć płaskorzeźbę, opowiadającą legendę o dzielnym psie, a po wyjściu z budynku, rzeźbę czworonoga wraz z właścicielem, któremu uratował życie. Pierwotnie rzeźba przedstawiała jindo, ale badania jasno pokazywały, że bohaterem legendy nie jest Numer 53, więc w 1997 roku dokonano korekty i postawiono nowy monument. Po wyjściu z dworca kolejowego kierujecie się w dół, w stronę miasteczka. Droga do parku jest dobrze oznakowana.

W parku uhonorowano pięć psów, które zasłynęły ze swej wierności. W centralnym miejscu postawiono oczywiście rzeźbę bohaterskiego psa z Osu. Na swoje miejsce zasłużył też bohaterski Barry, któremu życie zawdzięcza 40 osób, które zgubiły się w Aplach. Obok Barrego, stoi rzeźba malutkiego Bovi z Edynburga (w Internecie jest informacja, że pies nazywał się Bobby), który po śmierci właściciela postanowił czuwać przy jego grobie. Również Hachiko z Japonii wytrwale wyczekiwał powrotu swojego pana w miejscu, w którym widział go po raz ostatni – na słynnej, tokijskiej stacji Shibuya. Powstał nawet film oparty na tych wydarzeniach z Richard’em Gere’em pt. „Mój przyjaciel Hachiko”. Na wieczną pamięć zasłużył też Balto, który w zamieci śnieżnej, przy – 40 stopniach Celsjusza, prowadził psi zaprzęg z lekarstwem przeciwko błonicy, które uratowało życie wielu dzieciom.

Niedaleko parku i specjalnie przystosowanego dla pupili kempingu znajduje się hodowla psów z Osu (musicie przejść na drugą stronę rzeki). Ciężko ją przeoczyć, bo psy z Osu są pokaźnej wielkości i dużej objętości płuc, z których wydobywa się głęboki, groźny szczek. Jeszcze zanim do nich dotarliśmy,  z budynku przylegającego do wybiegu, wyszedł mężczyzna zaalarmowany ujadaniem sfory. Opiekun z dumą opowiedział nam, że psy z Osu przywędrowały do Korei wraz z buddyjskimi mnichami, aby pilnowały klasztorów. Ma to sens, bo przypominają mastify tybetańskie, choć w odróżnieniu od nich, są jasnego umaszczenia. Z czasem również miejscowi docenili wyjątkowe umiejętności czworonogów. Ponoć jeden pies mógł pilnować całej wioski! „Psy z Osu to nie zabawki, ale psy stróżujące, agresywne w stosunku do obcych, ale wierne do samej śmierci swojemu właścicielowi” podkreślił mężczyzna.

My tutaj pilnujemy!
Fot. R. Husarski

Co z pozostałymi rasami?

Na pierwszym miejscu mamy obowiązkowo słynnego jindo (진돗, skarb narodowy numer 53). W zasadzie jest to jedyna koreańska rasa uznawana przez międzynarodowe związki kynologiczne.

źródło: https://www.petmd.com/dog/breeds/c_dg_korean-jindo
Mural z jindo
Fot. R. Husarski

Kolejny to sympatyczny włochacz –  sapsali (lub sapsaree, 삽살이개, skarb narodowy numer 368). Jednak lepiej z nim nie zadzierać, ponieważ ponoć odstrasza złe duchy. Szczególnie upodobali je sobie arystokraci z dynastii Silla. Rasa został niemal kompletnie przetrzebiona przez Japończyków, którzy wykorzystywali ich futra do robienia kożuchów dla żołnierzy stacjonujących w Mandżurii. W latach 60. zaczęto odtwarzać rasę.

Sapsare dzisiaj … źródło: http://www.heritage.go.kr/heri/cul/culSelectDetail.do?VdkVgwKey=16,03680000,37&pageNo=1_1_1_0#
… i dawniej źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Sapsali

Daeng gyeon (댕견개, skarb narodowy numer 540), podobnie jak sapsali, prawie wyginęły, ponieważ Japończycy pozyskiwali z nich futra. Wyglądają bardzo podobnie do jindo, ale mają króciutkie ogonki – na swoją zgubę! Koreańczycy w pewnym momencie stwierdzili to za defekt, a wręcz zły znak, przynoszący pecha. Jest to trochę zapomniana rasa, choć również podjęto wysiłki jej ratowania.

Jindo bez ogonka 😉 źródło: https://www.nocutnews.co.kr/news/4004386

Ostatnia opisywana przez nas rasa wywodzi się z Korei Północnej. To psy – łowcy, przystosowane do trudnych, górskich warunków. Ponoć cenią je nawet Chińczycy, więc czasami są przemycane z KRLD. Pungsan (풍산개), bo o nich mowa, to świetny podarek podczas spotkań Pjongjang – Seul. Liderzy z Północy dwukrotnie podarowywali psy podczas spotkań w 2000 i 2018 roku. Pungsan i jindo według ekspertów mają tego samego przodka i różnią się przede wszystkim gęstością futra (na Północy jest dużo zimniej). Istnieją jeszcze dwie endemiczne dla Korei rasy, Bulgae (불개) i Jeju (제주개) – ich populacja jest jednak bardzo mała, nie przekracza stu osobników.

Parka podarowana przez Kim Dzong Una w 2018 roku
źródło: https://www.news1.kr/articles/?3436375

Wydawałoby się, że w mieście o renomie Osu, psy darzy się specjalnym szacunkiem. Z pewnością częściowo tak jest, choćby ze względu na pole namiotowe czy hodowlę. Niestety z przykrością zauważyliśmy, że w miasteczku, podobnie, jak w całej Korei, psy są trzymane na krótkich łańcuchach w koszmarnych budach. W dodatku można było natrafić na kilka psich ferm (na ubój). W Osu do niedawna znajdowała się słynna restauracja z psininą, ale przeniosła się do Jeonju. Farmy zostały… Podział dla Koreańczyków jest jasny. Są psy do jedzenia i te szlachetne, których się nie je. Trochę tak, jakby kosmicie tłumaczyć, że kura nadaje się na posiłek, ale kotka już nie ruszamy, bo jest puchaty i milusi. Jednak w praktyce podział jest dość rozmyty, ponieważ do ferm, a później na talerze, trafiają również „te ładne”, nawet „skarby narodowe”. W potrawce i tak nie widać już różnicy. Sprawa jest jednak dość skomplikowana i mocno naznaczona uwarunkowaniami kulturowymi. Więcej na ten temat przeczytacie w „O prawach zwierząt w Korei z AJ Garcią” i „Wizyta na psiej farmie”, które stanowiły uzupełnienie reportażu dla Tygodnika Powszechnego  pt. „Kością w gardle”.

Niestety w Osu znaleźliśmy też kilka niewielkich psich ferm
Fot. R. Husarski

Na koniec naszego krótkiego wypadu wybraliśmy się na lunch do bufetu „Wondongsan” poleconej przez znajomego Koreańczyka. Osu jest sennym miasteczkiem, więc obawialiśmy się, że restauracja może być zamknięta lub typowo prowincjonalna. Tymczasem trafiliśmy do jednej z najlepszych restauracji, jakie mieliśmy do tej pory szczęście odwiedzić, z różnorodnym menu, lokalnymi produktami i świetną ceną (jedynie 7 000 wonów za „jesz-ile-chcesz” od osoby).

Z właścicielką
Szwedzki bufet w cenie 7000 wonów
Fot. R. Husarski

Lokalizacja restauracji Wondogsan (원동산)

KAKAO MAPS

Leave a Reply