...AUTOSTOP... Inne podróże

Łukaszenka też łapał stopa! Autostop na Białorusi

Nasza couchsurferka Anna lubi i poleca autostop na Białorusi.
Fot. Roman Husarski

W Mińsku skończyły się mistrzostwa hokejowe. Pomimo szybkiej przegranej drużyny gospodarza, władze ogłosiły wydarzenie sukcesem. Obyło się bez większych incydentów, a turyści podkreślali wysoki poziom przygotowania mistrzostw. Młodzi Polacy wykorzystali okazję, by odwiedzić sąsiedni kraj. Nie zawsze z powodu zainteresowania hokejem. Częściej z powodu możliwości pominięcia zazwyczaj długiego etapu wizowego – tym razem wjeżdżał każdy posiadający bilet na mecz. Można mieć cichą nadzieję, że po tych mistrzostwach procedura wizowa i przeprawy graniczne okażą się łatwiejsze. W ostatnim czasie wzrosło zainteresowanie Białorusią, a kraj ten ma niemały potencjał turystyczny. Ciekawa jest historia (związana zresztą z historią Polski), jak i obecna polityka izolacji. Jest dość bezpiecznie i raczej niedrogo. Couchsurfing jest popularny, a komunikacja z mieszkańcami łatwa (wszyscy znają rosyjski, a w dodatku białoruski jest jeszcze bardziej bliski językowi polskiemu). Stopa łapie się tu obłędnie. Zresztą aż dwieście młodych Polaków zdecydowało się na ten rodzaj transportu „podbijając” Białoruś.

Karykatura maskotki mistrzostw. „Żubr Walery” ubrany jest w milicyjne wyposażenie. Krytycy imprezy przypominali o politycznej sytuacji w kraju.

Do wszystkich miast, do których jechaliśmy z Agatą, prowadziły dobrej jakości droga. A co ważniejsze, wszędzie (w przeciwieństwie do Polski) znajdowało się duże pobocze, idealne dla potrzeb autostopowiczów. Autostop zresztą nikogo tu specjalnie nie dziwi. Jeżdżąc po Białorusi stopem, można zobaczyć nawet staruszki z wyciągniętym kciukiem przy drodze. Zdumiał nas widok par malców (ok. dziesięciu lat?), autentycznie łapiących stopa. Większość Białorusinów podróżuje tym sposobem na krótkich trasach. Warto zaopatrzyć się w karton i marker. Nie zdarzyło nam się też, by ktoś zapytał nas o pieniądze. Na wszelki wypadek jednak rozpoczynaliśmy rozmowę z kierowcą, informując, że jesteśmy autostopowiczami.

Na krótkim dystansie łapaliśmy kciukiem, na dłuższym kartonem.
Fot. Roman Husarski

Wyjście na obrzeża miasta, nigdy nie stanowiło dla nas większego problemu. Zwłaszcza że mieszkańcy okazywali się bardzo przyjaźni i zawsze wskazali nam odpowiedni autobus. Zresztą dość łatwo się połapać, miasta nie są specjalnie duże – kraj o wielkości 2/3 Polski zamieszkuje jedynie 9 milionów. Również autostop ze stolicy kraju jest wyjątkowo przyjemny. Całe miasto bowiem otoczone jest jedną wielką obwodnicą. Wystarczy na nią wyjść, zatrzymać jakiś samochód (z kciuka, testowane kilka razy, średnia to 5 minut), poinformować o celu podróży i voyage!

Mirski zamek – jedna z największych atrakcji na Białorusi.
Fot. Roman Husarski

Autostop na Białorusi łapie się też bardzo szybko. Najczęściej ok. 10 minut. Jeden, jedyny raz staliśmy prawie dwie godziny. Po drodze mijaliśmy malownicze lasy i piękne kolorowe wsie (nierzadko bez dostępu do kanalizacji czy bieżącej wody). Pomimo formalnego zakazu, nocowanie na dziko wydaje się tu bardzo proste.

Warto zatrzymać się w jednej z malowniczych wiosek na trasie.
Fot. Roman Husarski

Autostop jest też na Białorusi legalny. Można łapać nawet w nocy! Należy tylko się zaopatrzyć w rzepy odblaskowe. Mylą się też ci, którzy sądzą, że milicja na drogach to korupcja w stanie czystym. Pewien kierowca opowiedział nam historię o pewnym ukraińskim biznesmenie, który nierozważnie zaproponował łapówkę funkcjonariuszowi na drodze. W mig wylądował na komisariacie z oskarżeniem o korupcję. Wniosek: Białoruś to nie Ukraina.

Pewien człowiek poinformował mnie, że kościoły i cerkwie są utrzymywane wyłącznie z datków wiernych. Choć dziś religia na Białorusi nie jest represjonowana, to wciąż jest to kraj żyjący swoją socjalistyczną przeszłością. Sam Łukaszenka wielokrotnie podkreślał swój ateizm.
Fot. Roman Husarski

Jedynym problemem wydaje się przekroczenie granicy stopem, niestety nie da się jej przekroczyć pieszo. Kolega, który próbował od strony Polskiej, został przywitany niecenzuralnymi słowami i środkowym palcem na pożegnanie. Z drugiej strony słyszałem, że komuś udała się ta sztuka od strony białoruskiej. My próbowaliśmy złapać coś tuż przed Brześciem. Nie wiem, czy to dlatego, że Białoruś jest znana ze szmuglowania narkotyków, czy może byliśmy w kiepskim miejscu, ale ostatecznie zrezygnowaliśmy. Granicę przekroczyliśmy pociągiem. Słyszałem też, że osobne jest przejście dla tirów a osobne dla samochodów osobowych. Źle byłoby się wkopać na niewłaściwe. Zwłaszcza że kierowcy samochodów ciężarowych czekają nawet i po kilkadziesiąt godzin. Jeżeli ktoś miał lepsze doświadczenie w przekraczaniu białoruskiej granicy stopem, to proszę o komentarz!

Lenin w każdym mieście!
Fot. Roman Husarski

Autostop na Białorusi okazał się wyjątkowo udany. Czy to Mohylew, Nieśwież czy Mir, wszystkie miasta okazały się bardzo łatwo osiągalne autostopem. Podróż dostarczyła nam wielu niezapomnianych sytuacji. Raz pewien człowiek nadłożył 30 km, by dowieźć nas na miejsce, inny obdarował nas płytami z muzyką. Podróż autostopem to też dobra okazja, by usłyszeć różne opinie na temat mieszkania i polityki Białorusi. Nie trzeba nikogo ciągnąć za język. Ludzie tu często nie mają wielkiej okazji do rozmowy z obcokrajowcami i chętnie dzielą się swoimi opiniami.

Podsumowanie
(bazowa ocena to 3, od której dodaję i odejmuję punkty)

-1 – wydaje się, że ciężko wyjechać z kraju stopem.
-0,5 – z tego, co słyszałem to słabo z angielskim (który uznaje za język najbardziej uniwersalny dla polskich turystów), ale wszyscy mówią po rosyjsku

+1 – idea autostopu zrozumiała
+1 – życzliwi ludzie
+1 – dobre drogi
+1 –  wszędzie idealne pobocze dla autostopowiczów

Ostateczna ocena: 5+

To obecnie najlepszy wynik w autostopowym rankingu na tym blogu!

3 myśli na temat “Łukaszenka też łapał stopa! Autostop na Białorusi”

  1. Hej mam takie pytanie masz fajnego bloga i obserwuję go od jakiegoś czasu, mam pytanie czy zarabiasz już na nim jakaś kasę, pozdrawiam kamil

    1. Hej Kamil! Bardzo dziękuję.
      Nie zarabiam na blogu pieniędzy. Jak zresztą widać nie piszę specjalnie często.
      Staram się za to by moje teksty były w jakiś sposób nowatorskie i interesujące. Mam nadzieje, że choć czasem takie wychodzą.
      Prawdę mówiąc rozważam nawet dopłacanie do bloga. W sensie przejście na wordpress pro m.in. by nie było reklam. Na razie polecę program adblock wszystkim.
      A skąd takie pytanie?

  2. Kłopot w złapaniu stopa przez granicę znam z własnego doświadczenia[Rumunia-Węgry]. Można było zawsze poprosić celnika o pomoc by sam wstawił się za Wami do kierowcy, tak jak nam się udało przekroczyć granicę Turecko-Kurdyjską…W ten sposób moglibyście wylądować po Polskiej stronie…

Leave a Reply