Erbil, miasto położone na pustyni, to stolica Irackiego Kurdystanu. Choć mieszka tu tylko trochę ponad milion ludzi, to metropolia rośnie w oczach. Stale napływają tu uchodźcy z okolicznych, pogrążonych w konfliktach regionów. Kurdowie, Arabowie, mniejszości religijne… Place budowlane podlewane petro dolarami w ciągu najbliższych kilku lat przemienią się w wieżowce, standardem nieodbiegające od tych z półwyspu arabskiego. Po ulicach krążą w dużej mierze nowe, odpicowane samochody (Lamborgini, Toyoty Land Crusery). Podatki w tym autonomicznym, marzącym o własnej państwowości regionie, prawie nie istnieją.
Miasto oferuje kilka klimatycznych bazarów i wielkich nowoczesnych meczetów. Perełką metropolii zdecydowanie jest jednak cytadela – starówka Erbilu, położona na wzgórzu, dziś w dużym stopniu zrujnowana.
Wybraliśmy się tam w jeden z wolnych dni. Z powodu temperatury (45 stopni) po ulicach kręcili się tylko nieliczni Kurdowie. Cytadelę zwiedzaliśmy w samotności, aż dotarliśmy do jej serca – piątkowego meczetu.
Chram piękny więc nie omieszkaliśmy przysiąść w kącie na czas modlitwy. W klimatyzowanym meczecie drzemało kilku starszych mężczyzn i dopiero azan, modlitwa wyśpiewywana* przez lokalnego imama przywołała ich do świata żywych. Śpiew zwołał nielicznych mieszkających w Cytadeli ludzi i archeologów pracujących w tym historycznym kompleksie. Imam zachwycił nas swoim pięknym i tęsknym głosem podczas modlitwy. Był zdecydowanie uzdolniony. Gdy ceremoniał (ok. 5 minut) dobiegł końca i staruszkowie powrócili do spania, uczony w piśmie zaskoczył nas ofertą oprowadzenia po świątyni.
Szybko się okazało, że bardzo dobrze mówi po angielsku, i po historycznych oględzinach, gdy upewnił się, że nie jesteśmy muzułmanami, zaprosił nas do swojej kanciapy, na wodę i daktyle, pomimo ramadanu. Oczywiście sam nie jadł.
– Widzę, że masz długie włosy przyjacielu! Nie wiem, czy wiesz, że gdybyś ubrał lokalny strój i ruszył w góry, ludzie braliby cię za świętego męża i prosili o wspólne modlitwy. Sam też kiedyś nosiłem długie włosy.
Po chwili pokazywał nam video, gdzie kilkunastu mężczyzn wymachiwało długimi włosami w rytm muzyki (niczym havy metal!) przy świętym grobowcu.
– Ukrywałem moje włosy pod chustą i dopiero gdy spotykaliśmy się z bractwem, na raz zrywaliśmy nasze okrycia głowy!
Okazało się, że Imam Mohamet jest nie tylko uczonym w piśmie, ale i sufim**. Iracki Kurdystan nacisk stawia na tożsamość kurdyjską, religia gra tu drugie skrzypce. Dzięki temu, w tym regionie autonomicznym, w miarę bez konfliktów koegzystują ze sobą różne nurty islamu, jak i chrześcijaństwo, judaizm czy jazydyzm i zoroastryzm. Inaczej jest już w Iraku, gdzie najważniejsza jest tożsamość religijna. I wciąż z tego powodu dochodzi do krwawych konfliktów. Również i na tych terenach nie zawsze było spokojnie.
– Zapraszam do meczetu i na dyskusje wszystkich. Nawet Arabów, choć większość wiernych ma z nimi barierę nie do przejścia. Sadam nienawidził Kurdów, chciał eksterminacji naszego całego narodu. W tamtym okresie sufi musieli się ukrywać, płakaliśmy w górach do Boga. Za czasów Sadama nie było też mowy o żadnej rozmowie z obcokrajowcami, bo zostałoby się oskarżonym o zdradę.
Imam okazał się bardzo otwartym człowiekiem.
– Bardzo lubię rozmawiać z ludźmi, nieważne jakiej religii, nawet z ateistami.
Mój towarzysz w podróży Wojtek zadał mu wtedy pytanie:
– W Koranie w czwartej surze można znaleźć cytat, że muzułmanin nie może mieć przyjaciół pomiędzy chrześcijanami i Żydami. Jak się do tego odnosisz?
Mohamed błyskawicznie odnalazł surę Almaide i konkretny cytat.
– Ten fragment trzeba odnieść do konkretnej sytuacji i tamtych czasów. W dalszych częściach księgi natkniecie się na dokładnie przeciwne stwierdzenia. Wiele razy dyskutowałem z fundamentalistami. Ja kocham ludzi, ale z nimi nie idzie się dogadać. Mówią mi “twoja broda jest za krótka”. Odpowiedziałem im, że nie długość brody się liczy, a to, co tu (wskazał na serce). Odpowiedzieli mi, że nie jestem muzułmaninem, i jestem ich wrogiem. Odchodząc, zawołałem, że i tak ich kocham. Niestety odpowiedzieli “my ciebie nie”. Przepraszam bardzo, ale jeżeli imam nie jest muzułmaninem to, kto nim jest? Zasadniczo ciężka z radykałami sprawa, ale sufi nie boi się niczego, bo jest w objęciach Boga. Ostatnio wielki mistrz umarł w zamachu bombowym w Bagdadzie. Pomimo niebezpieczeństwa całym bractwem ruszyliśmy uczcić jego odejście.
Znów pokazuje nam video, na którym pochód, w większości długowłosych mężczyzn (znowu potrząsają głowami jak metalowcy) przy głośnej muzyce niesie wielką trumnę. Później pokazywał nam jeszcze zdjęcia swoich mistrzów duchowych i słuchaliśmy jego opowieści. Zapamiętałem zwłaszcza jego wypowiedzio o tęsknocie.
– Sufi tęskni do Boga. Czasem tęsknota jest zbyt duża i musi iść w góry. Tam, gdy się wypłacze, tydzień, dwa, to wraca wesoły do miasta.
Nie wiedzieliśmy, nawet kiedy minęły trzy godziny. Wszystkim gorąco polecam, będąc w Erbilu odwiedzić tego pozytywnego człowieka w piątkowym meczecie w starówce. Wychodzącego imama zatrzymał wierny, pytając o coś, lekko wzburzony. Na pożegnanie Mohamed przetłumaczył nam tę rozmowę.
– Zapytał mnie “Imamie, czemu z nimi rozmawiasz, przecież to niewierni”. Odpowiedziałem mu “Przecież wiem…” – i puścił do nas oko.
*dziś w większości meczetów azan jest puszczany z nagrania.
** mistyczny ruch w islamie, uznawany przez wielu sunnitów za bluźnierczy.
Hej ho, b. fajna notka! Pewnie znasz, a jak nie – polecam http://blog.swiatoslaw.com/?cat=10. (btw – no żeby w pierwszym zdaniu był już błąd… weź wstaw po „Erbilu” przecinek :> ) Ziomuś, a gdzie kimaliście? Z namiotem na dziko czy u couchów?
Nigdy nie byłem dobry w przecinkach, dzięki.
Blog znam i jestem stałym czytelnikiem, jeden z moich ulubionych :).
W Iraku spaliśmy u couchów, i w namiocie – bez problemu w większości parków można się rozbijać.
Świetna sprawa z tym blogiem. Powiem szczerze, że jestem tu pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni! 🙂
Skąd czerpiesz pomysły na kolejne wyprawy? :))
Bardzo dziękuję!
Różne inspiracje, świat jest niesamowitym miejscem :).
Hmy chyba najbardziej przez reportaże, ale np. na Iran złapałem zainteresowanie przez ich magiczną kinematografię.
Z kolei Afryka wypełnia moje serce od lat, chyba od czasu gdy ojciec mi puszczał Marleya do kołyski :D.
A co powiesz na temat studiów dalekowschodnich? 🙂 Tak się składa, że parę miesięcy temu Twój blog zainspirował mnie do zmiany kierunku z 'przyszłościowej’ geodezji na właśnie Kulturoznawstwo Dalekiego Wschodu. Dodając do tego oczywiście moje odwieczne zainteresowanie Azją.
Dzięki temu co tu piszesz naprawdę możesz jak widać zmienić czyjeś życie. 🙂
Świetna sprawa, życzę powodzenia w odkrywaniu reszty świata.
🙂 no i zazdroszczę!
Wow bardzo mi miło. Nie wiem tylko jak z pracą, ale horyzonty te studia bardzo poszerzają. Mamy na Instytucie naprawdę świetną kadrę naukową i super miłe Panie w sekretariacie. Koło Naukowe też sprawnie działa. Myślę, że jeżeli tylko będzie chęć po twojej stronie, to na pewno nie stracisz.