Jak wygląda codzienne życie studenta w Korei Południowej? Co warto zobaczyć w azjatyckim metropolis? Czy w dobie Internetu można jeszcze przeżyć szok kulturowy? Co czwartek serwuję moje wrażenia i przemyślenia z Seulu. Uwaga, kuchnia koreańska bywa pikantna!
Nie ma co się łudzić. Niewiele jest krajów z przejrzystą administracją i niepogrążonych w biurokracji. Korea jest państwem nowoczesnym i bogatym. Jednak ostatnie wydarzenia przypomniały, że problem braku transparentności władzy jest cały czas aktualny. W skali światowej korupcji (według CPI) Korea Południowa w 2016 zajęła 53 miejsce. Znalazła się w statystyce pomiędzy Rwandą a Namibią. A każdy, kto miał okazję tu chwilę pomieszkań, doświadczył zapewne choć raz kafkowskiej atmosfery.
Już przed wyjazdem poczułem siłę 1500 lat konfucjańskiej tradycji Korei. Na papierkologię stypendialną składało się: zaświadczenie zdrowotne, esej z moim planem studiowania, CV, osobny wielostronicowy arkusz na akademik (z pytaniami typu: „o której zazwyczaj chodzisz spać?” I co by to zmieniało, gdyby chodził spać o 3?), osobny arkusz na wizę, listy motywacyjne, itd. I najgorsze długie oczekiwanie na ostateczne potwierdzenie ze strony Korei. Miałem to szczęście, że mój rodzimy Uniwersytet Jagielloński okazał się bardzo pomocny.
Papierkologia dopiero miała jednak się zacząć po przyjeździe. Do wyrobienia karta pobytu, trzeba było złożyć odciski palców w odpowiednim urzędzie itd. Nawet zapisując się do studenckiego koła można zostać zaskoczonym „umową” na kilka podpisów i zdjęcia. Posiadanie zdjęć paszportowych jest niezbędne w Korei.
Ostatnio administracja studiów zaskoczyła studentów z wymiany nakazem przejścia testów na gruźlicę. Na własny koszt. Nie zabrakło też porządnej kolejki, której nie powstydziłby się polski szpital.
Zaskoczeniem był dla mnie zdobycie koreańskiego numeru telefonu. Koreańskiej karty sim (wybrałem NFC) nie kupuje się w kiosku na rogu. Prawdę mówiąc, wyrobienie jej zajęło mi dwa dni. W biurze obsługi z niezrozumiałych powodów (przerwa w pracy systemu?) nie udało mi się zakończyć transakcji i musiałem przyjść następnego dnia. Zakładanie konta w banku poszło szybciej, ale nie zliczę, ile złożyłem podpisów.
Nie chciałbym jednak, by ktoś odniósł wrażenie, że się uskarżam. To wszystko to w sumie igraszki w porównaniu z biurokracją w niektórych krajach Bliskiego Wschodu czy Afryki. Można się też pocieszać, że zagraniczny student ma też wiele przywilejów, a prawdziwą zabawę mają ci, którzy prowadzą biznes w Korei. Dużo zabawy.