Jedziemy autostopem, jedziemy autostopem,
ej udał się nam dzisiaj wóz ten i jego szofer.
Gdzie szosy biała nić, tam chce się bracie żyć.
I nie martw się co będzie potem.
Autostop Karin Stanek
Minęło dziesięć lat, odkąd pierwszy raz spróbowałem złapać stopa. Nie była to długa trasa, zaledwie kilkanaście kilometrów od Krakowa. Jechałem z dresiarzami i w rytmach dj Tiesto. Nie zraziłem się, wręcz przeciwnie. Uznałem autostop za dobra zabawę. Od tamtej pory łapałem okazję nagminnie.
Polska ma wielki potencjał autostopowy. Serwis Hitchwiki określa nawet nasz kraj jako jeden z najbardziej przyjaznych autostopowiczom w Europie. Za PRL ta forma podróżowania była tak popularna, że już w 1958 roku zorganizowano ogólnopolskie mistrzostwa autostopowe. W tym samym roku powstał Społeczny Komitet Autostopu, który wydawał wędrowcom imienne książeczki – wpisujący się do nich kierowcy mogli wygrać duże nagrody. Dzięki temu systemowi polskie władze miały kontrole nad podróżującymi a kierowcy większe poczucie komfortu. W tamtym okresie rząd nawet promował autostop, mając na uwadze ograniczenia komunikacji międzymiejskiej.
Chociaż sam system książeczek wraz ze spadkiem zaufania do władz tracił na znaczeniu, to przetrwał aż do 1992 roku. Autostop był stałym elementem PRL-owskiej rzeczywistości. Wielokrotnie pojawiał się w literaturze i sztuce. Do dziś ta autostopowa legenda jeszcze gdzieś w powietrzu wisi, choć wielu kierowców mówiło mi, że to już nie to, co kiedyś. Z drugiej strony pojawiają się takie inicjatywy jak Auto Stop Race, który jest ponoć największą imprezą tego typu w Europie.
Dobrze pamiętam mój pierwszy eurotrip z dwójką przyjaciół. Trzech licealistów bez problemu zatrzymywało tiry, stojąc na poboczu. Teoretycznie samochód towarowy ma zazwyczaj tylko jedno miejsce pasażerskie, ale zabierano nas. Dziś kierowcy dużych maszyn, zapewne za sprawą dotkliwych unijnych kar, o wiele bardziej przykładają się do zasad. Zabrać dwóch? Słabo, dura lex, sed lex. Złapać takiego z pobocza? Zapomnij.
Mimo wszystko moje własne doświadczenie pokazuje, że w Polsce autostopuje się bardzo dobrze. Dużo lepiej niż na zachodzie Europy. Na utartych szlakach można nawet w nocy przejechać całą Polskę, zatrzymując się na stacjach benzynowych.
Były takie okresy, że przynajmniej raz w miesiącu łapałem stopa. Testowałem zarówno karton, jak i kciuka. Kierowcy zazwyczaj mówią, że karton lepszy, ogólnie rzecz biorąc zgadzam się z nimi, ale również paluch nigdy mnie nie zawiódł. Zazwyczaj łapię samochód do godziny nawet w miejscach, które uznałbym za feralne. Praktycznie zawsze znajduje się ktoś, kto się zlituję. Zrozumie sytuacje, nawet oleje przepisy, ale pomoże.
Bywały też gorsze chwile. Największa porażka spotkała mnie kilka lat temu na bramce na A1 w Gdańsku, gdy obsługa mnie przegoniła i błąkałem się w okolicach obwodnicy, nie mogąc znaleźć dobrego miejsca. Straciłem pięć godzin na dojechanie na inną bramkę – gdzie po 10 minutach złapałem okazję. Kilkakrotnie miałem też problemy w miejscach, gdzie po prostu nie ma pobocza np. w Województwie Lubelski czy Warmińsko-Mazurskim. Zdarzały się również kompletne wygwizdowa, jednak nigdy przenigdy nikt mnie w Polsce nie zapytał o pieniądze.
Pomimo że wielu puka się w głowę, argumentując, że transport u nas tani dalej cieszy mnie ta forma podróżowania – choć bardziej napięty grafik nie zawsze mi na to pozwala. Nie chodzi tu właśnie o pieniądze, ale o niesamowite spotkania, jakie miałem szczęście doświadczyć. Tych gorszych było niewiele!
W Polsce mamy ten plus (jeśli oczywiście ktoś nie traktuje stopa jako darmowego transportu), że na pewno porozumiemy się z kierowcą. Rozmowy bywają różne, ale ktoś z zewnątrz byłby zdziwiony, jak wiele zdarza się kierowcom powiedzieć zupełnie nieznanej osobie. Autostop to dobra szkoła. Wyrywa z bańki, w której coraz więcej ludzi się zamyka. Większość woli przebywać w swojej strefie komfortu. Facebook i inne tzw. portale społecznościowe tylko to pogłębiają poprzez selekcję znajomych i odcinanie się od niepasujących nam poglądów. Może to złudzenie, ale wydaje mi się, że przepaść dzieląca ludzi się pogłębia.
Jeździłem zarówno z anarchistami, starymi hipisami, jak i zwolennikami teorii spiskowych, Świadkami Jehowy oraz wyznawcami religii smoleńskiej. Poznałem przedstawicieli najróżniejszych zawodów m.in. myśliwego, strongmana, zielarza, polityka, hodowcę kur ozdobnych, organizatora wyścigów samochodowych… Policjantów i przemytników. Lubię słuchać innych, poznawać różne poglądy na życie i świat. Te światy to wielka siła autostopu. Nigdy nie wiesz, kogo spotkasz i jak cię podróż zaskoczy. Jak pisał ks. Tischner spotkanie z drugim człowiekiem, zawsze jest początkiem dramatu. I dzięki temu jest też początkiem myślenia.
Byłem w Gruzji 2 tyg. i praktycznie ciągle przemieszczałem się auto stopem. U nas w kraju może 3 razy pokonywałem drogę w ten sposób i także mam z tym przyjemne wspomnienia. Nie jest źle.
Nie licząc kierowców ciężarówek, to najczęściej brały mnie osoby pamiętające czasy PRL 🙂 Ale poza granicami kraju zawsze można liczyć na rodaków.
Mam wrażenie, że poza granicami Polski jakoś łatwiej o złapanie stopa. W Polsce stałem nawet po 3h zanim dorwałem kogoś.
Jeździłem 10lat i na zlocie stopów w Janowie Lubelskim byłem.Fajna włóczęga.