A nigdy nie braknie księciu przyczyn prawnych, by upiększyć wiarołomstwo. Można by
na to dać niezliczone przykłady nowoczesne i wykazać, ile traktatów pokojowych, ile
przyrzeczeń stało się nieważnymi i próżnymi wskutek wiarołomstwa książąt, a ten wyszedł
lepiej, który lepiej umiał używać natury lisa.
Niccolò Machiavelli, Książe
Dywagacje na temat spotkania Trumpa z Kim Dzong-unem wydają się dominować w przestrzeni medialnej. Polskie portale rozgrzała informacja z piątej ręki o potencjalnym wyborze Warszawy na miejsce spotkania pomiędzy liderami. Z perspektywy przyszłości Półwyspu jednak o niebo ważniejszy wydaje się nadchodzący szczyt północ-południe zaplanowany na 27 kwietnia. W Panmunjom przywódca KRLD spotka się z prezydentem Republiki Korei, Moon Jae-inem.
Wiele przemawia o wyjątkowości tego spotkania. Będzie trzecim tego typu w historii – poprzednie miały miejsce w 2000 i 2007 roku. Przyświecają mu sensacyjne deklaracje Kima o gotowości do zrezygnowania z bomby atomowej. Po raz pierwszy do udziału w szczycie zaproszono telewizję, która będzie transmitować wszystko na żywo – to odpowiedź na zarzuty wobec administracji Moona o kontynuowanie tradycji braku transparentności, jak również wielka szansa na uniknięcie szaleństwa teorii spiskowych.
Pierwszy rok prezydentury Moona, pełen agresywnych zachowań Pjongjangu, postawił wiele znaków zapytania pod jego pomysłem „Słonecznej polityki 2.0”. Moon, którego rodzice pochodzili z Korei Północnej, brał już udział w polityce ocieplania stosunków z KRLD, będąc szefem sztabu administracji Roh Moo Hyuna (2003-2008). Również wielokrotnie podczas swojej kariery przywoływał temat zjednoczenia, rozważając różne warianty zrealizowania idei. Szczególną estymą darzył tzw. konfederacja niskiego poziomu (kor. 낮은 단계의 연방제), w skrócie polegająca na stworzeniu jednego państwa z dwoma systemami. Co intrygujące, po raz pierwszy model ten zaproponowany został przez Północ już w 1960 roku (w 1973 koncepcja ta pojawia się pod nazwą „Konfederacja Koryo”). Dziś w koreańskim Internecie krążą memy przypominające zjednoczeniowe obietnice Moona. Żywo komentowane są zarówno przez konserwatystów krytycznie nastawionych do bratania się z komuchami (빨갱이), jak i progresywistów uważających, że sprawy między koreańskie rozwijają się zbyt wolno z powodu „głęboko zakorzenionego zła” (적폐) – czyt. z powodu konserwatystów.
Warto zaznaczyć, że front polityczny obecnego prezydenta Republiki Korei nigdy nie uznał słonecznej polityki za porażkę. Rozmowy dwustronne rzekomo szły w dobrym kierunku. Wszystko dobrze by się skończyło, gdyby nie Amerykanie i koreańskie środowiska konserwatywne, które zakłóciły pokojowy proces. To, że Kim Dzong-il nie zrealizował swoich obietnic, a gigantyczną pomoc finansową przeznaczył na ukończenie projektu nuklearnego jest dla nich w pełni zrozumiałe – musiał się przecież bronić przed Bushem, który widział w KRLD część swojej osi zła.
Ktoś mógłby zaprotestować, stwierdzając, że Moon nie jest przecież tak naiwny, by naprawdę wierzyć Korei Północnej. Należy jednak zwrócić uwagę, że jego otoczenie wypełniają słoneczni weterani i politycy, których związki z Koreą Północną są bliskie. Wspomniećmożna o Im Jong-seok, szefie sztabu prezydenckiego i osobie odpowiedzialna za przygotowanie zbliżającego się szczytu. Im za swoich młodzieńczych lat był aktywistą dżucze, który nie tylko zajmował się propagowaniem myśli Kim Ir Sena, ale również, za pośrednictwem agentów z Północy, wysłał w 1989 roku do Pjongjangu studentkę na anty amerykańską konferencję (skądinąd później Lim Su-kyung została politykiem w Partii Demokratycznej). Za swoją działalność wywrotową Im spędził 3,5 roku w więzieniu.
Krytycy wskazują, że nigdy oficjalnie nie odciął się od propółnocnych sympatii i atakują go za jawny antyamerykanizm. W dodatku Im w 2005 roku wywalczył dla Kim Dzong-ila tantiemy za używanie w południowokoreańskiej telewizji i radiu pochodzącej z KRLD propagandy. Z kolei według progresywistów Im nigdy nie był prawdziwym zwolennikiem Korei Północnej, a jego postawę należy określić, jako pragmatyczną. Jednak wybór osoby, która od lat oskarżana jest o bycie piątą kolumną Korei Północnej, na tak wysokie stanowisko wiele mówi o nastrojach w administracji prezydenta.
Jak poinformowało Yonhap News, Moon Jae-in komentując nadchodzące spotkanie z przywódcą Korei Północnej, powiedział: „Jeśli wykorzystamy tę możliwość i połączymy Południe z Północą, Półwysep Koreański zmieni swoje przeznaczenie radykalnie i spełni się marzenie Republiki Korei o zostaniu globalnym liderem”. Ciężko stwierdzić czy prezydent Korei Południowej sam w to wszystko wierzy. Choć ma wiele cech idealisty, często odwołuje się do historii protestu i rewolucji, to musi zdawać sobie sprawę z zagrożeń bratania się z uzbrojonym po zęby bratem. Dlatego Moon daje sobie furtkę wyjścia z całej sytuacji, żądając utylizacji atomu. „Gwarantuje Korei Północnej świetlaną przyszłość w momencie, gdy zamrozi swój projekt nuklearny i ruszy w stronę jego całkowitego rozbrojenia” powiedział Moon w sobotę. Niezależnie od tego, jak potoczą się wydarzenia, Moon będzie mógł rozłożyć ręce i powiedzieć „zrobiłem tyle, ile mogłem”.
Szanse na odrzucenie przez Kima zabawek nuklearnych są marne. Thae Yong-ho, wysokiej rangi uciekinier z KRLD wielokrotnie podkreślał, że jest to ostatnia rzecz, jaką młody dyktator mógłby uczynić. Byłoby to samobójstwo nie tylko na arenie międzynarodowej (Pjongjang z pewnością wyciągnął wnioski z casusu Ukrainy czy Libii), ale również w jego polityce wewnętrznej, która oparta jest na propagandzie sukcesu związanej z bronią masowego zniszczenia. Na prośbę o denuklaryzację Kim zapewne zareaguje entuzjastycznie, ale zastrzeże wysokie warunki. Rozbroimy się, tylko jeśli Wuj Sam zrobi to razem z nami. To znaczy, na zawsze opuści Półwysep.
Najbardziej w tym wszystkim ciekawi mnie reakcja Południa. Dla Błękitnego Domu sojusz z USA obecnie bywa problematyczny, a dzięki wysiłkom Trumpa niechęć do Ameryki w Korei wzrosła. Na pewno zobaczymy pewne ukłony i gesty dobrej woli. Niewątpliwie fundusze popłynął (jeśli jeszcze tak się nie stało) na Północ, może nawet otworzony zostanie na powrót Obszar Przemysłowy Kaesong. Na szeroką kooperację nie ma jednak szans, przeszkodą są sankcję i zbyt różne systemy polityczne obu krajów. Moon uważa, że jedynym zabezpieczeniem się przed zagrożeniem nuklearnym z KRLD jest współpraca. W tym przypadku tak naprawdę jest to strategia w duchu starożytnych Chin, która wychodzi z założenia, że „lepiej płacić barbarzyńcom z Północy i mieć spokój”. Niestety historia uczy, że koncepcja ta bywała krótkowzroczna. Na pewien moment może zaspokoić pragnienie Pjongjangu, ale na jak długo?
Według Roberta E. Kelly Moon widzi siebie w roli Nixona jadącego do Chin, ale bliżej mu do Chamberlaina jadącego do Monachium. Niezawodnie czekają nas fanfary i propaganda sukcesu. Prawdopodobnie nawet szczegóły spotkania zostały omówione zawczasu. Kim podczas spotkania może i zadeklaruje plan rozbrojenia i wykona kilka pokojowych gestów. Wszyscy będą się przez pewien czas cieszyć, po czym wszystko powróci do normy. Jedynie Kora Północna wyjdzie z rozdania na silniejszej pozycji.