Jak wygląda codzienne życie studenta w Korei Południowej? Co warto zobaczyć w azjatyckim metropolis? Czy w dobie Internetu można jeszcze przeżyć szok kulturowy? Co czwartek serwuję moje wrażenia i przemyślenia z Seulu. Uwaga, kuchnia koreańska bywa pikantna!
Przez ostatnie 10 miesięcy z Polakami miałem kontakty zaledwie sporadyczne i zawężające się do wymiany kilku zdań na stołówce ze studentkami z Poznania. Zaczynałem studia w Korei z silnym postanowieniem, by w celu jak najlepszego poznania koreańskiego (i innych języków) nie używać rodzimej mowy praktycznie wcale. Jednak w ostatnich tygodniach odbyły się dwie imprezy, które przyniosły dobre kontakty i wspomnienia za krajem.
Pierwszym wydarzeniem był zorganizowany przez ambasadę Polski w Seulu „Dzień Polski”. Mieliśmy i poczęstunek i wiele ciekawych namiotów. Powróciły zapomniane smaki. Nigdy nie myślałem, że bigos i czarna herbata, będzie moim obiektem wzruszeń. Obecnie nie ma stricte polskiej restauracji w Seulu. Większość posiłków przygotowała odnosząca wśród Koreańczyków duży sukces bułgarska restauracja „Zelen„. Szefowie zakładu, bracia Michał i Filip są w połowie Polakami. Sporadycznie w ich restauracji pojawia się polskie menu. Cała impreza odbyła się w centrum miasta na Cheonggye Plaza – tuż obok charakterystycznego pomniku „Spring Sculpture”, dzieła, które miało nawiązywać swoim wyglądem do buddyjskiej pagody, a przypomina kolorowego zakręconego rogala.
W kolejnym tygodniu po „Dniu Polski” doświadczyłem swojego rodzaju déjà vu, ponieważ mój uniwersytet organizował „Dzień Kultur” i wraz z resztą Polaków (dokładnie Polek) przygotowaliśmy małe show. Nasze pierogi, może nie były zaskoczeniem dla Koreańczyków znających mandu i barszcz z proszku obawiam się, że nie powalał, ale mieliśmy najpiękniejsze stroje! Jedynie kimono mogło z nami konkurować!